Bali – wyspa pachnąca kadzidłem – czy warto ją odwiedzić?

Trafiliśmy na Bali zupełnie przypadkiem: z lotniska w Kucie można kupić najtańsze loty do Australii.

Dlaczego nie mieliśmy w planach odwiedzenia tego cudownego turystycznego raju?

Dlatego, że spotkaliśmy się z wieloma skrajnymi opiniami, wśród których przeważały raczej te negatywne. Jedno definitywnie należy stwierdzić: Bali ma na świecie niezwykle dobry PR, niekoniecznie adekwatny do tego, co oferuje.

Czy wyspa Bali rozczarowuje?

Tak i nie, do tej pory mam mieszane uczucia. Powiem tak

Jeżeli chcecie wygrzewać się na cudownych półdzikich plażach z ciepłą i krystalicznie czystą wodą, to nie jedźcie na Bali: tutaj nie znajdziecie zbyt pięknych plaż, ta ponoć najpiękniejsza Virgin Beach też nie okazała się zbyt porywająca, a na dodatek trzeba było zapłacić 2 razy, żeby na nią wejść. Nam najbardziej, chociaż czarna, przypadła do gustu plaża w Amed.

Niezbyt ciekawa plaża w Sanur, ładniejsze plaże z pewnością znajdziemy w Europie i w innych krajach azjatyckich.

Jeżeli pragniecie cieszyć się dziką naturą, brakiem turystów, ciszą i spokojem to nie jedźcie na Bali. Wyspa jest dosyć gęsto zaludniona i wszędzie panuje bardzo duży ruch samochodowo-skuterowy. Jest też bardzo mocno turystyczna i skomercjalizowana. (Zobacz też: Bali informacje praktyczne)

Liczni turyści czekają na rytualne obmycie w świętej sadzawce.

Jeżeli lubicie odwiedzać niezwykłe świątynie, chcecie zanurzyć się i poczuć na własnej skórze odmienny klimat unikalnych wierzeń i religii, to koniecznie wybierzcie się na Bali!

Według mnie właśnie ta specyficzna kultura i wciąż żywe wierzenia są jedynym elementem, który przekonuje do odwiedzenia Bali np. wulkany znajdziecie w całej Indonezji, ładniejsze plaże są chociażby na Lomboku lub wyspach Gili, tarasy ryżowe są w wielu miejscach w Azji etc.

Oprócz balijskiej prowincji (mam tu na myśli środkowe i bardziej północne regiony wyspy), mimo ogromnej popularności wśród turystów, najlepszym miejscem do obserwowania i wczuwania się w lokalne tradycje i wierzenia wciąż pozostaje miasto Ubud.

Pomnik na jednym z głównych rond w Ubud.

Tutaj trafiliśmy do niesamowitego hostelu, czyli typowego domu-świątyni. Na prostokątnej działce otoczonej murem znajdowało się kilka murowanych, bardzo oryginalnie zdobionych domków oraz liczne rzeźby i ołtarze dla bóstw. Codziennie rano właścicielka z córką szykowały nowe ofiary dla bogów, które rozstawiały w konkretnych miejscach posiadłości. Szykowanie ofiar jest pracą bardzo czasochłonną, dlatego raz w tygodniu właścicielka wraz z sąsiadkami i innymi członkami rodziny szykowała małe koszyczki z liści bambusowych, żeby mieć zapas na cały tydzień.

Przygotowane ofiary dla bóstw. Codziennie przygotowywane są nowe.
Widok na ogród z naszego domku.
Marcin pracuje na tarasie naszego domku.
Gustowne wnętrze i niesamowite rzeźbione detale nadawały niezapomniany klimat temu miejscu.
Wejście frontowe do jednego z domów w Ubud.

Dla turystów, którzy szukają kulturowo – religijnych przeżyć, ogromną atrakcją jest obserwowanie miejscowych pochodów i obrzędów religijnych, z którymi w czasie podróży po wyspie można się zetknąć praktycznie codziennie. Dla niektórych bywają one także bardzo uciążliwe ponieważ powodują ogromne utrudnienia na i tak już bardzo ruchliwych drogach.

Jedna z religijnych procesji na balijskich drogach.

Mnie osobiście najbardziej urzekł obrządek zanurzania ołtarza ze świętą figurką w oceanie, który oglądaliśmy w Amed. Równie ciekawym przeżyciem jest odwiedzanie balijskich świątyń, chociaż w tych najbardziej turystycznych człowiek czuje się jak w przereklamowanych katolickich sanktuariach – duch miejsca został zadeptany przez ducha kapitalizmu, czyli odnosi się wrażenie, że liczy się przede wszystkim zysk. (więcej o balijskich świątyniach).

Tłumy turystów w jednej z popularnych balijskich świątyń.

Jeżeli macie mało czasu i nie możecie włóczyć się bez celu po wyspie, to dobrym sposobem na poznanie balijskiej obrzędowości są inscenizacje / spektakle, ukazujące dawne/ obecne rytuały ku czci bogów. W centrum Ubud naganiacze proponują szeroką ofertę spektakli. My wybraliśmy się na Kecak dance i taniec ognia, czyli tradycyjną taneczną inscenizację jednej z opowieści o balijskich bóstwach. 

Kecak dance

Podsumowując:

Cieszę się, że miałam możliwość odwiedzić wyspę Bali i poznać jej kulturę, jednak nie jest to miejsce, które zachwyciło mnie do tego stopnia, że chciałabym do niego nieustannie wracać. Wyjechałam z Bali raczej z ulgą, bo po kilku dniach spędzonych w okropnym Denpasar/ Kucie miałam już serdecznie dosyć hałasu, brzydkich zaśmieconych plaż, naganiaczy i nieciekawych turystycznych restauracji.

Oczywiście zachęcam Was do wyciągania samodzielnych wniosków więc jeżeli tylko macie taka możliwość to jedźcie na Bali, tylko wcześniej zweryfikujcie swoje wyobrażenia na temat tej rajskiej wyspy, bo chyba lepiej jest się pozytywnie zaskoczyć niż gorzko rozczarować, przynajmniej ja tak myślę :).

Najlepszym sposobem poruszania się po wyspie jest skuter – zobacz też: informacje praktyczne.

 

Continue Reading

Ayutthaya – ruiny dawnej potęgi

Budda na terenie ruin świątyni Wat Maha That

Po dwóch godzinach przyjemnej podróży pociągiem bez okien (tzw. hard seat, czyli najtańsze pociągi, koszt przejazdu z BKK to 15 THB za osobę) dotarliśmy na miejsce. Wcale nie żartuję, że jest to przyjemna podróż, bo pociąg jedzie tak wolno, że można się dobrze przyjrzeć życiu, które dzieje się za oknem i w przedziale. A dzieje się nie mało. Na każdej kolejnej stacji trzeba pozdrawiać lokalną ludność, która pod wieczór wyszła gimnastykować się na peronie lub posiedzieć i popatrzeć na pociągi. W przedziale natomiast ruch. A to konduktor przejdzie, a to Pan sprawdzacz toalet/ ochroniarz zajrzy kolejny raz do klopa, a to wsiądą pasażerowie z wielką maskotką Hello Kitty, a to Pani z napojami… człowiek nie zdąży się ponudzić. 

Życie toczy się przy torach

Nowa część miasta nie wyróżnia się niczym specjalnym. Jest rzeka, po której pływają statki, bary i ładna stacja kolejowa. Główną przyczyną, dla której przyjeżdżają tu turyści są pozostałości po dawnych świątyniach i pałacach. Ayutthaya w XIV wieku była potężnym miastem (liczyła sobie aż milion mieszkańców), niektórzy mówią, że w okresie największego rozkwitu była najludniejszym miastem świata. Niestety została prawie doszczętnie zniszczona przez Birmańskie wojska w XVIII wieku, dlatego obecnie możemy podziwiać tylko majestatyczne ruiny.

Świątynia Wat Maha That

Oprócz ruin są także inne atrakcje: słonie i wielkie jaszczury pływające w rzece (Marcin mówi, że to warany, ale ja nie jestem przekonana). Są też i małe jaszczurki na ścianach budynków (te choć małe występują w zastraszającej liczbie).

Ruiny można zwiedzać z grzbietu słonia
Wielki jaszczur czai się w wodzie

Po mieście bardzo przyjemnie można przemieszczać się rowerem (koszt wynajęcia na 1 dzień to 30 – 50 BHT w zależności, gdzie się wypożyczy). Część zabytkowa miasta położona jest w parku więc nawet upał nie straszny.

Przyjemne miasto dla archeologów i ciekawych historii Tajlandii. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość i ze spokojem znosić przybyłych w ogromnych ilościach turystów z różnych krajów… prawie jak na Forum Romanum w Rzymie (kto był, ten wie co to oznacza).

Ciężko zrobić zdjęcie bez turystów w tle

Więcej zdjęć znajdziecie w galerii

ZOBACZ TEŻ FILM

Continue Reading

Ayutthaya – rady praktyczne

Po starej części Ayutthaya najlepiej przemieszczać się rowerem

Jak dojechać z Bangkoku?

Najlepiej pociągiem – tzw. hard seat, około 2h z Bangkoku z dworca Hua Lamphong, koszt 15 BTH za osobę. Można też autobusem lub minibusem, ale wtedy ceny za przejazd są droższe i stoi się w korkach.

Nocleg

My nocowaliśmy niedaleko dworca – hostel Tanrin Guesthouse (dwójka z wiatrakiem 300 BTH z bocznym widokiem na rzekę, ciepła woda, wygodne łóżko i szybki internet. Można też wynająć pokój z klimatyzacją ale już za 600 THB). Nie robiliśmy wcześniej rezerwacji – jest duży wybór więc raczej zawsze coś się znajdzie.

W miasteczku

Prom – żeby dojść do przystani należy po wyjściu z dworca przejść na drugą stronę ulicy i wejść w uliczkę naprzeciwko głównego wejścia dworca (szukając uliczki z przystanią przy głównej drodze należy kierować się w przeciwną stronę niż 7eleven i Tesco). Przepłynięcie na drugą stronę rzeki: 5 BTH.

Rower – przy dworcu można wypożyczyć rower już za 30 THB jednak trzeba go przewieźć łodzią na drugą stronę albo pedałować naokoło mostem. Po drugiej stronie rzeki rowery kosztują 50 THB za dzień.

Świątynie – wejście do jednego kompleksu ruin/ świątyń 50 THB (można kupić pakiet wtedy jest taniej).

ZOBACZ TEŻ FILM

 

Continue Reading

Ko Samet: luksusowy park narodowy

Na początku naszej podróży postanowiliśmy udać się na krótkie wakacje (sic!). Przygotowania do wyprawy życia i parodniowy pobyt w ruchliwym Bangkoku trochę nas zmęczyły, dlatego pojechaliśmy zaznać rajskiego życia na jednej z tajskich wysp. Wybraliśmy na ten cel wyspę Ko Samet (lub Koh Samed jak kto woli), która znajduje się w okolicach Bangkoku (jest oddalona od stolicy zaledwie o 300 km).

Jak dojechać z Bangkoku?

Należy udać się na dworzec Ekkamai i zakupić bilet do miasta Ban Phe, z którego odpływa na wyspę prom. Pani w okienku sprzedała nam bilet łączony (autobus+prom w dwie strony, koszt 250 THB/os). Na przystani nie ma też problemu żeby zakupić bilet na prom (koszt 50 THB w jedną stronę).

Przystań promowa w miasteczku Ban Phe
Statek na wyspę Ko Samet

Wyspa jest niewielka, bo ma tylko 13 km2. Oficjalnie jej obszar jest jednym z tajskich parków narodowych, dlatego żeby tu wypoczywać trzeba wnieść opłatę 200 THB za osobę (jak nam powiedział strażnik bilet jest ważny tylko przez 5 dni).

Nocleg na wyspie

Naiwnie liczyliśmy, że znajdziemy jakieś niskobudżetowe chatki tuż przy plaży, bez klimy i jakichś specjalnych wygód, jednak okazało się, że im ładniejsza plaża tym lepsze chatki / domki i ceny europejskie… po 2h poszukiwaniach i dzięki zdolnościom negocjacyjnym Marcina udało nam się znaleźć chatkę przy jednej z lepszych plaż za 700 THB z klimatyzacją i łazienką (chociaż łazienka w nocy żyła swoim życiem tzn. jak zapalało się światło to wszystkie żyjątka chowały się w popłochu i tylko wolne gąsienice powoli sunęły po ścianie, ale dało się przeżyć i byliśmy w pełni zadowoleni z warunków).

Nasza chatka na wyspie 

Jeśli ktoś chciałby znaleźć jeszcze tańszy nocleg, to powinien szukać w miasteczku przy porcie (tam widzieliśmy pokoje już od 300 THB), jednak wtedy trzeba dojeżdżać do lepszych plaż, ale za to będzie też tańsze jedzenie. Ceny żywności na wyspie są średnio 2 lub 3 razy wyższe niż na lądzie. Mimo wszystko wyspa nie rozczarowuje, chociaż z pewnością nie jest już zupełnie dzika. Turystyczne resorty skutecznie ją ucywilizowały. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie: luksusy, widoki jak z pocztówek, restauracje i bary na plaży z pysznymi owocami morza lub ciszę i spokój.

Luksusowy Resort na plaży Ao Phrao

 Restauracje na dosyć gwarnej plaży Ao Wong Deuan

Pyszne i świeże owoce morza

Domki z widokiem
Przyjemne Bungalowy na dosyć spokojnej plaży Ao Thian

Różnorodność plaż zachwyca. Warto więc wypożyczyć skuter (jeden dzień w zupełności wystarczy, żeby obejrzeć całą wyspę). W miasteczku wypożyczenie jest dużo tańsze niż na oddalonych od niego plażach (u nas za wypożyczenie chcieli 500 THB za dzień, stargowaliśmy do 350 THB, co i tak pewnie było wyższą ceną niż przy porcie).

Punkt widokowy – najlepsze miejsce, żeby obejrzeć zachód słońca
Plaża Ao Phrao
Plaża Ao Wai

Plaża Ao Chao

Więcej zdjęć z wyspy znajdziecie w galerii.

ZOBACZ TEŻ FILM

Continue Reading

Bangkok: miasto koszmar czy raj dla ciekawych świata?

Subiektywna lista rzeczy, które mogą Cię zaskoczyć w tajskiej stolicy: nasze pierwsze wrażenia.

1. Duchota

Trzeba przyznać, że jest dosyć ciepło. Jednak po pierwszym dniu organizm się przyzwyczaja i człowiek docenia to, że nie musi nosić ciepłych ubrań (co dziwne dzisiaj w galerii handlowej widziałam ciepłe czapki i szaliki, chyba na wypadek gdyby jakiś Taj chciał pojechać do zimnych krajów). Można też spokojnie spać na ulicy, na ławce w parku lub w domu bez okien (nie są tu zupełnie potrzebne, w razie deszczu zamyka się tylko okiennice). Ciepło sprzyja również międzyludzkiej integracji: drzwi często nie ma i można sobie zajrzeć do czyjegoś mieszkania lub zagadać sąsiada siedząc u siebie na kanapie. Ulice tętnią życiem. Pomimo licznych ostrzeżeń na blogach i w przewodnich na temat ‚mrożącej krew w żyłach’ klimatyzacji muszę przyznać, że w pełni rozumiem skłonność Tajów do jak najzimniejszych pomieszczeń: po takiej przejażdżce metrem człowiek wychodzi orzeźwiony i czuje się jak nowo narodzony (nie mówiąc już o tym, że odczuwa ulgę, że w końcu może już wyjść na zewnątrz i się ogrzać).

Odpoczynek na ławce w parku

2. Ruch uliczny

Nie dość że obowiązuje tu ruch lewostronny (przynajmniej teoretycznie, bo nam się wydaje że nie dotyczy to wszechobecnych skuterów, które jeżdżą jak i gdzie chcą) to na dodatek powszechnie panuje zasada, że większy ma zawsze pierwszeństwo. Dlaczego jest to ważna zasada? Otóż nie przy wszystkich ulicach znajdziemy chodnik lub przynajmniej szerokie pobocze. Jak to wygląda w praktyce?

Na ulicach panuje harmonijny nieład. Wszyscy uczestnicy ruchu chaotycznie i o dziwo bezpiecznie jadą do celu. A piesi? Pieszy zawsze musi zachować czujność żeby w odpowiednim momencie zareagować i przykleić się do pobliskiego muru lub uskoczyć na pobocze. Umiejętność szybkiego przebiegania przez jezdnię też jest tutaj bardzo przydatna. Jednak bez obaw, tubylcy jak tylko zobaczą, że nie masz odwagi przejść na drugą stronę, chętnie pomagają i machnięciem reki dają znak zdezorientowanym turystom, że można już bezpiecznie przebiec.

Za chodnik służy rynsztok
Korki w godzinach szczytu, które trwają przez większość dnia

3. Kable

Jak widać na poniższym obrazku Tajowie nie zawracają sobie głowy wkopywaniem instalacji elektrycznych w ziemię.

Wszędzie kable, można komuś odciąć prąd…

4. Zdejmowanie butów

Zwyczaj dobrze nam znany z polskich domów z tą różnicą, że tutaj nikt nie proponuje kapci, chodzi się na boso. Buty obowiązkowo należy zdjąć przed wejściem do świątyń (co ciekawe nad stojakami na buty wiszą ostrzeżenia, żeby uważać bo zdarzają się kradzieże. Chyba najlepszym wyjściem jest nosić stare obuwie lub chować je do torby. My zostawiamy, licząc na to, że nie będzie nam dane wracać boso do hostelu) . Zdarza się, że trzeba zdjąć buty również przed wejściem do niektórych punktów usługowych, restauracyjek na łódkach (w których siedzi się na podłodze na matach) lub małych sklepików (np. do fryzjera, sklepu z ryżem etc.), które prowadzone są w przestrzeni przydomowej.

Przed wejściem do świątyni trzeba zostawić buty.

5. Wsiadanie do metra / szybkiej kolei BTS

Po pierwsze na peronie należy patrzeć na strzałki narysowane na podłodze i ustawiać się w kolejce za żółtą linią. Strzałki skośnie wskazują, gdzie mają stać wsiadający a strzałki pionowe miejsce dla wysiadających. Po drugie trzeba ustawić się w kolejce i się nie przepychać. Tajowie są bardzo kulturalni i jak tylko widzieli, że wsiadamy do zatłoczonego wagonu z wielkimi plecakami to od razu wskazywali nam dogodne miejsce do ich postawienia. Po trzecie: zawsze pilnuj zakupionego biletu/ żetonu, bo bez niego nie przejdziesz przez bramki (bilety/ żetony są wielokrotnego użytku. Bardzo praktyczne rozwiązanie).

Kolejka do wejścia do pociągu BTS
Strzałki na peronie metra

6. Wielobarwne świątynie

Świątynie oprócz wrażeń wizualnych gwarantują zmęczonemu turyście chwilę wytchnienia i wyciszenia. Jak dla mnie to najlepsze miejsca na krótki odpoczynek. Pamiętajcie jednak żeby zawsze siadać ze stopami skierowanymi do wejścia, nigdy w kierunku Buddy. Dla Tajów stopy to nieczysta część ciała i nie należy nikomu pokazywać podeszwy stóp, bo jest to dla nich obraźliwe. Nie można również nadepnąć na próg świątyni, bo przynosi to nieszczęście.

Można posiedzieć, odpocząć i przy okazji przyjrzeć się buddyjskim rytuałom

7. Uliczne stoiska z jedzeniem

Jest to na pewno ogromna zaleta Bangkoku (oczywiście jeżeli ktoś nie ma nadwrażliwego żołądka). Pyszności na każdym rogu za niską cenę. Kupić można dosłownie wszystko (może oprócz ogórków kiszonych i śledzi w śmietanie). Prawdziwy raj dla wielbicieli świeżych owoców i innych smażonych lub gotowanych specjałów. Na pewno nie będziesz tu głodny!

Orzeźwiające mleczko kokosowe
Kawałki grillowanego boczku w słodkiej polewie na patyku i coś w rodzaju kotleta mielonego. Bardzo dobre!
Słodki naleśnik z parówką lub sadzonym jajkiem
Kurki na smaczny rosół

8. Różnorodność, czyli dla każdego coś ciekawego

Koniecznie przyjedź do Bangkoku:

Jeśli lubisz nowoczesne miasta i drogie galerie z super samochodami (musisz jednak omijać stare miasto i Chinatown).

Plac Siam, nowoczesne i drogie galerie handlowe…
… a w nich super samochody
Nowoczesne dzielnice miasta

lub

Jeśli lubisz gwar, ciasnotę, stylowe i niekoniecznie wyremontowane kamienice, uliczne bary, dziwne smaki i zapachy, leniwe koty i psy.

Khao San Road najbardziej turystyczna ulica miasta
Chinatown
Osiedlowy targ

Jedno jest pewne: Tutaj na pewno nie będziesz się nudził!

Ps. Można też się zrelaksować…

Masaż stóp i drzemka

ZOBACZ TEŻ FILM

Continue Reading