29 maja 1953 roku Nowozelandczyk Edmund Hillary i nepalski Szerpa Tenzing Norgay jako pierwsi ludzie zdobyli najwyższy szczyt świata Mt Everest. Ponoć było to możliwe dzięki ogromnemu podobieństwu nowozelandzkich alp, na które wspinał się Hillary, do najwyższych gór świata. Ten skromny pszczelarz, dzięki swojej ogromnej determinacji, stał się bohaterem narodowym Nowej Zelandii i do dziś dumnie spogląda na nas z tutejszych dolarów.
Najwyższa góra Nowej Zelandii Mt Cook ma tylko 3724 m.n.p.m, jednak charakteryzuje się zdradliwą ścianą lodowcową, która ciągnie się aż do szczytu przez 2500 metrów.
Dla zwykłych śmiertelników, którzy nie są przygotowani do zdobywania szczytów w alpejskim stylu, pozostaje bardzo przyjemna wędrówka doliną Hooker (ok 10 km) do popielatego jeziora polodowcowego nad którym wznosi się Mt Cook. Po drodze widoki zapierają dech w piersiach.
W Parku Narodowym Cooka spędziliśmy noc, co bardzo polecam zrobić, bo poranna kawa z takimi widokami jest doświadczeniem niezapomnianym, zwłaszcza gdy nieświadomie obserwujesz ogromną lawinę myśląc, że to wodospad… na szczęście mój mąż przytonie zauważył, że przecież na takiej wysokości i w takim kolorze to nie może być woda…
Spragnieni poszukiwacze dłuższych górskich wędrówek mogą również wybrać się na 2 dniową wyprawę do chatki Mueller. My ograniczyliśmy się do podziwiania górskich szczytów z pobliskiego tarasu widokowego przy Kea Point.
Następnego dnia wybraliśmy się podziwiać szczyt Mt Cook z drugiej strony. Przy okazji nacieszyliśmy oczy przepięknym widokiem jeziora i lodowca Tasmana.
Jeśli ktoś ma chęć to może podziwiać lodowiec Tasmana z zupełnie bliska podpływając do niego szybką łodzią.
Można też wybrać się helikopterem nad najwyższy szczyt Nowej Zelandii. Jak ma się wystarczający budżet to można szaleć. Przy naszym umiarkowanym wystarczyły dobre buty i trochę siły, bo żeby podziwiać jezioro i lodowiec Tasmana trzeba troszkę się spocić i wspiąć na niewielkie wzniesienie. Warto, bo z każdej strony krajobraz zachwyca.
W drodze powrotnej wzdłuż jeziora Pukaki, oszołomił nas kolejny nieziemski widok…