Nagarkot – przyjedź i zobacz panoramę Himalajów!

Nagarkot to idealne miejsce dla tych, którzy nie lubią, bądź też nie mogą, wybrać się na dłuższy trekking w góry. Z tej małej miejscowości położonej w pobliżu Katmadu można bez potu i łez podziwiać panoramę Himalajów.

Zabudowania wioski Nagarkot na tle Himalajów.

Bliskość stolicy z jednej strony stanowi duży plus Nagarkot, z drugiej powoduje że jest to bardzo turystyczne miejsce odwiedzane w weekendy przez licznych Nepalczyków, którzy pragną odpocząć przez chwilę od hałaśliwego i zapylonego wielkiego miasta. 

Widok z Nagarkot na smog pod którym znajduje się Katmandu.

Sama wioska składa się z dwóch części: tej bardziej lokalnej niedaleko miejsca gdzie zatrzymują się autobusy i tej turystycznej, w której znajdują się ekskluzywne hotele z widokiem na Himalaje.

Część hotelowa Nagarkot.
Luksusowe spa z widokiem na Himalaje.
Hotele w Nagarkot prześcigają się w dziwnych formach architektonicznych.

Dojazd z Katmadu

Autobus Katmandu – Bhaktapur

Jeżeli zdecydujecie się dojechać do Nagarkot lokalnymi autobusami to czeka Was przesiadka w urokliwym i zabytkowym Bhaktapur. Jedynym bezpośrednim połączeniem jest transport turystyczny (w sezonie ponoć regularnie jeździ autobus turystyczny i rozwozi gości po hotelach) lub taksówki. My zdecydowaliśmy się na podróż lokalnymi autobusami. W tym celu udaliśmy się na główny dworzec autobusowy w Katmandu, Ratana Park (na tyłach parku przy Kanti Path) i po kilku próbach dogadania się z miejscowymi udało nam się zlokalizować autobus do Bhaktapur. Koszt przejazdu Katmandu – Bhaktapur – 25 NPR / os. Czas trwania podróży zależy od sytuacji na drodze, nam pokonanie tego odcinka zajęło około godziny. Autobus wysadził nas przy głównej drodze tuż obok miasta, a nie przy głównej bramie jak to zazwyczaj ma miejsce. Na szczęście razem z nami wysiadł jakiś uprzejmy człowiek, który pomógł nam wejść do miasta (dzięki jego pomocy nie musieliśmy płacić za wejście na teren starego miasta, koszt biletu to 1000 NPR/os, jednak żeby uniknąć opłaty można obejść teren starego miasta głównymi ulicami dookoła i tak dostać się do miejsca, z którego odjeżdżają autobusy do Nagarkot, jednak wtedy nie zobaczy się urokliwej starówki Bhaktapur).

Główny plac w Bhaktapur.

Autobus Bhaktapur – Nagarkot

Jezioro Kamal Pokhari w Bhaktapur

Musieliśmy przejść na drugą stronę miasta, żeby dostać się na dworzec autobusowy położony obok parku z jeziorem Kamal Pokhari na ulicy Nagarkot Rd, z którego odjeżdżają autobusy do Nagarkot. Wspomniany już wcześniej uprzejmy Pan z autobusu stwierdził, że skoro już znaleźliśmy się w Nagarkot to szkoda, żebyśmy nie zobaczyli zabytkowej starówki i zaprowadził nas na plac centralny Bhaktapur. Rzeczywiście jest to chyba najładniejsze miasto w Nepalu (oczywiście nie widziałam wszystkich więc nie mogę tego stwierdzić na 100%). Mimo zniszczeń po ostatnim trzęsieniu ziemi wciąż zachwyca swoim starodawnym klimatem i unikalną atmosferą. Przez chwilę pokręciliśmy się po ciasnych uliczkach Bhaktapur i żwawym krokiem udaliśmy się na dworzec, bo powiedziano nam, że po południu autobusów jest mniej i ostatni odjeżdża koło 15:00 (nie wiem czy to rzeczywiście prawda). Koszt przejazdu z Bhaktapur do Nagarkot lokalnym autobusem – 50 NPR/os.

Kolorowe uliczki Bhaktapur

W końcu wsiedliśmy do bardzo zatłoczonego autobusu i zaczęła się długa i ciężka podróż wąskimi, krętymi i bardzo dziurawymi drogami w górę. Po jakiejś 1,5 godz. byliśmy na miejscu. Z ulgą wysiedliśmy na świeże powietrze i zaczęliśmy szukać jakiegoś noclegu w przystępnej cenie, co jak się okazało nie było wcale bardzo łatwym zadaniem.

Nocelg w Nagarkot

Na początku, w poszukiwaniu noclegu, poszliśmy do bardziej turystycznej części, co jak się okazało w naszym przypadku było błędem. W Nagarkot chcieliśmy spędzić aż 4 noce, żeby za szybko nie wracać do nieprzyjemnego Katmandu. Żeby dostać się do turystycznej części wioski, należy iść główną ulicą w stronę szkoły (mijamy nieliczne bary i lokalne sklepiki) a później w górę zalesioną drogą. Myślę, że noclegi w okolicach przystanku autobusowego również są tanie (nie wiem na pewno, bo nie pytaliśmy), jednak nie mają widoku na Himalaje na czym szczególnie nam zależało.

Droga do turystycznej i hotelowej części Nagarkot.
Nagarkot, mimo że jest stosunkowo małą wioską cieszy się ogromną popularnością wśród turystów.
Jeden z pensjonatów w Nagarkot. Oczywiście z widokiem na Himalaje.
Luksusowy hotel w części turystycznej Nagarkot.

W turystycznej części pokoje 2 os z widokiem na Himalaje zaczynały się od 15 USD wzwyż w zależności od standardu. Targowanie było utrudnione ze względu na zbliżający się weekend (właściciele wiedzieli, że w weekend na pewno będą mieli gości). Stwierdziliśmy, że to dla nas stanowczo za drogo i postanowiliśmy zawrócić w stronę głównej wioski. Tam niedaleko szkoły (po drugiej stronie ulicy) znaleźliśmy przyjemny pensjonat nastawiony głównie na lokalnych turystów z Katmandu, w którym zaoferowano nam bardzo przyzwoity pokój z łazienką, balkonem, ciepłą wodą i co najważniejsze widokiem na Himalaje za 1300 NPR / 2 os. Zgodziliśmy się bez wahania i głodni poszliśmy znaleźć coś do jedzenia.

Widok na Himalaje z naszego balkonu.
Zachód słońca oglądany z naszego hostelowego balkonu.

Wieża widokowa

W Nagarkot główną atrakcją jest oglądanie panoramy Himalajów, które przy dobrej pogodzie, rzeczywiście są dobrze widoczne. Żeby jednak zobaczyć czubek Mount Everestu trzeba udać się w miejsce gdzie znajduje się lokalna wieża widokowa, która oddalona jest od wioski o jakieś 3 km. Jeżeli ktoś nie ma siły chodzić (droga jest przyjemna i całkiem płaska) to lokalni taksówkarze chętnie oferują swoją pomoc.

W czasie spaceru do wieży również można podziwiać wspaniałe panoramy Himalajów.

My z przyjemnością wybraliśmy się na kilkugodzinny spacer pod wieżę. Akurat był weekend i w okolicy wieży odbywał się duży piknik dla młodzieży szkolnej, dlatego ruch na drodze i pod wieżą był dosyć duży. Sama konstrukcja, szumnie nazwana wieżą widokową, jest starym wojskowym punktem obserwacyjnym (w okolicy znajdują się koszary szkoły wojskowej). Ze względu na tłok i stan wieży baliśmy się na nią wejść i zadowoliliśmy się widokiem spod niej. Rzeczywiście z tej perspektywy przy dobrej widoczności można zobaczyć czubek najwyższej góry świata Mt Everestu.

Wieża widokowa w Nagarkot.
Z placu wokół wieży też jest dobry widok na góry.
Lokalny bazar i restauracje przy wejściu na wieżę.

Piknik młodzieżowy niedaleko wieży.

Malownicza droga do wieży.

Podsumowując: Nagarkot jest dobrą alternatywą, żeby spędzić miło czas z dala od zapylonego Katmandu lub zobaczyć panoramę Himalajów bez męczącej wspinaczki. Jednak jest to bardzo popularne miejsce, w którym z każdym rokiem buduje się coraz więcej luksusowych hoteli, wciąż brakuje tylko dobrej drogi dojazdowej, ale ten akurat problem dotyczy całego Nepalu. Jeżeli macie trochę czasu do zagospodarowania to na pewno jest to jedno z miejsc wartych odwiedzenia. Miłośnikom historii i architektury polecam odwiedzenie Bhaktapur.

Widoczność niestety psuje duże zanieczyszczenie powietrza, którego skutki odczuwalne są nawet w Nagarkot.
Na szczęście zdarzają się dni, kiedy powietrze jest czyste i wtedy widoki w okolicach Nagarkot są naprawdę piękne.

ZOBACZ FILM o NAGARKOT i BHAKTAPUR

ZOBACZ TEŻ POZOSTAŁE POSTY O NEPALU

Płytki oddech – czy trekking w Himalajach jest dla każdego?

Continue Reading

Trekking ABC (Annapurna Base Camp) i Poon Hill – Opis trasy

Dzień 1 – Początek trasy: Nayapul/Birethanti – Ulleri

Trekking zaczynamy od rejestracji w lokalnym punkcie TIMS, który znajduje się pomiędzy Nayapul a Birethanti. Następnie pokazujemy pozwolenia na treking w checkpoint’cie w Birethanti i zaczynamy trekking (patrząc na wejście do checkpoint’u udajemy się w lewo): trasa wiedzie kamiennymi stopniami przez wioskę w stronę Ulleri.

Z początku trasa jest dosyć płaska i wiedzie po szerokiej nieutwardzonej drodze, po której, co jakiś czas przejeżdżają samochody terenowe (ponoć istnieje już możliwość dojechania takim samochodem do samego Ulleri, możecie też tam wjechać na końskim grzbiecie). Gdzieś w połowie drogi zaczynają się schody… bardzo dużo schodów, które dosyć stromym podejściem prowadzą nas do samego Ulleri. Trzeba przyznać, że końcowe podejście jest męczące, ale lepiej je zrobić pierwszego dnia, żeby następnego nie zaczynać od męczącej wspinaczki, chociaż strome kamienne schody będą nam towarzyszyć w ciągu całego trekkingu do ABC, dlatego należy się do nich przyzwyczaić a najlepiej je polubić 🙂 .

W niższych partiach szlaku można skorzystać z transportu czworonożnego
Duży ruch na początkowym odcinku trasy.

W Ulleri jest duży wybór hosteli o przyzwoitym standardzie. Nam udało się nawet przespać w pokoju dwuosobowym z prywatną łazienką i ciepłą wodą w bardzo atrakcyjnej cenie: za pokój nie zapłaciliśmy nic pod warunkiem, że wszystkie posiłki zjemy w hostelu. Tak też zrobiliśmy i za podwójną obiado-kolację, śniadanie i pokój z prywatną łazienką zapłaciliśmy 2360 NPR/ 2 os (około 22 USD), ale jak się później okazało była to najbardziej komfortowa i najtańsza oferta na szlaku. Im wyżej tym ceny odpowiednio większe i standard coraz gorszy, ale nie szliśmy na ten trekking w poszukiwaniu wygód, dlatego wystarczało nam, że w mroźne styczniowe noce mieliśmy łóżko i dach nad głową.

Dzień 2 – Ulleri – Ghorepani

Kolejny długi dzień wędrówki i schodów tuż przed miejscem docelowym…

Na niektórych fragmentach szlaku wciąż leżał śnieg.
Wreszcie schody się skończyły (no prawie) i osiągnęliśmy nasz cel: Ghorepani.
W checkpoincie w niższym Ghorepani trzeba pokazać przepustki. Czas oczekiwania umila turystom śmieszna kózka.
Plac centralny w górnej części Ghorepani.

Większość grup/ osób, które śpią w Ghorepani, wstaje około 3:00 – 4:00 rano, żeby zdążyć na wschód słońca. Samo wejście na Poon Hill zajmuje jakąś godzinę. Uwaga: w godzinach porannych, tuż przed wschodem, pobierana jest dodatkowa opłata za wejście na szczyt.

Nasz pensjonat w górnym Ghorepani znajdował się przy drodze na Poon Hill.

My z powodu mrozu (w nocy było około -5 ºC, oodczucie zimna potęgował silny wiatr) i chmur nie zdecydowaliśmy się na oglądanie wschodu słońca i poszliśmy na Poon Hill około 8:00 rano, gdy wszyscy zmarznięci turyści już wracali. Dzięki temu byliśmy sami na szczycie i nie musieliśmy wnosić dodatkowej opłaty. Tego dnia ze względu na chmury i wiatr musieliśmy wyczekiwać aż potężne masywy 8 i 7-tysiączników wychylą się zza białej mgły. Zmarzliśmy bardzo pomimo cieplejszej pory dnia i cieszyliśmy się, że nie poszliśmy na wschód (właściwie to nie wiem dlaczego ludzie lubią żółte światło wschodów i zachodów słońca…).

Droga na Poon Hill
Akurat tego dnia, gdy wybraliśmy się na Poon Hill nastąpiło załamanie pogody i silny wiatr nawiewał chmury. Co jakiś czas mogliśmy ujrzeć majestatyczne ośmiotysięczniki.

Dzień 3: wizyta Poon Hill

Po przyjściu z Poon Hill, zdecydowaliśmy, że z powodu złej pogody (po południu naszła gęsta mgła i spadł śnieg), zostaniemy jeszcze 1 noc w Ghorepani. Była to bardzo dobra decyzja ze względu na piękne widoki na następnym odcinku trasy, których tego dnia z pewnością byśmy nie zobaczyli… Przy dobrej pogodzie lub jeżeli ktoś nie ma wystarczająco dużo czasu można jeszcze tego samego dnia przejść do Tadapani.

Widok na Himalaje z Ghorepani.
Szkoła i boisko w Ghorepani

Dzień 4: Ghorepani – Tadapani

Pogoda nam dopisała. Promienie słoneczne od rana oświetlały piękne górskie krajobrazy. Tym razem szlak na początku pnie się w górę zalesioną ścieżką. Co jakiś czas wychodzimy na polany, z których rozpościera się piękny widok na Dhaulagiri.

Druga część trasy niestety prowadzi nas stromo w dół, co oczywiście wiąże się z ponownym zdobywaniem wysokości: tuż przed Tadapani czeka nas strome podejście do wioski.

Przez chwilę wyłania się również święta góra Nepalczyków Machapuchare (Fish Taile).
W drodze do Tadapani towarzyszył nam pies.

Dzień 5: Tadapani – Sinuwa

Wschód słońca w Tadapani

Ponownie czeka nas dzień schodzenia i wchodzenia. Tym razem wędrówkę rozpoczynamy od schodzenia do doliny, przy okazji możemy podziwiać piękne widoki na przepaście i górskie grzbiety.

My tego dnia postanowiliśmy nie wyznaczać sobie punktu docelowego i iść dopóki starczy nam sił.

Ogolony jak

W Chhomrong znajduje się kolejny checkpoint, w którym należy pokazać papiery i zgłosić, gdzie i skąd idziemy. Można też zasięgnąć informacji na temat warunków pogodowych panujących w ABC. Nas najbardziej interesowało czy nie ma tam zbyt dużo śniegu, co wiązałoby się z podwyższonym zagrożeniem lawinowym. Pan uspokoił nas, że tej zimy mają wyjątkowo mało śniegu i ten, który powodował niebezpieczeństwo lawinowe dawno się już rozpuścił i jest zupełnie bezpiecznie, co rzeczywiście okazało się prawdą (wyżej, na nasze szczęście bardzo nieliczne części trasy były oblodzone/ ośnieżone). Po wyjściu z check point’u czekało nas znowu zejście po stromych kamiennych schodach do wiszącego mostu na rzece (pamiętajcie, że będziecie wracać tą samą drogą, więc z powrotem czeka was strome podejście do wioski).

Następnie rozpoczęliśmy mozolną wędrówkę w górę. Musieliśmy ponownie nabrać wysokości, bo tym razem postanowiliśmy spędzić noc w Sinuwie. Do celu dotarliśmy tuż przed zmrokiem (w styczniu robi się ciemno około 17:00). Po zachodzie słońca na tej wysokości robiło się już bardzo zimno (w nocy był z pewnością przymrozek, bo rano na oknach i wokół drzwi był szron). W hostelach nie ma żadnej formy ogrzewania, jedynym źródłem ciepła jest ognisko, które miejscowi rozpalają po zmroku, co często powoduje nieprzyjemne zadymienie w pokoju, bo okna i drzwi są dosyć nieszczelne.

W lewym dolnym rogu nieliczne zabudowania Sinuwy.

Dzień 6: Sinuwa – Deorali

Kolejny raz idziemy w dół i w górę.

Tym razem, ze względu na porę poza szczytem sezonu, natrafiamy na kolejny problem: brak miejsca w hostelu. Z czterech hosteli w Deorali czynne były tylko 2. Na szczęście po rozmowie z właścicielami jednego z hosteli, dostajemy klucze do pokoju wieloosobowego, w którym spędzamy noc całkiem sami. Mamy dach nad głową i łóżko. Noc jest potwornie zimna. Zakrywamy kołdrami okna i drzwi jednak przy silnym wietrze i dużej powierzchni pokoju zyskujemy niewiele więcej ciepła.

Dzień 7: Deorali – ABC (4130 m.n.p.m) – MBC (Machhapuchere Base Camp)

Wstajemy o 6:00 rano, żeby jak najwcześniej wyruszyć na szlak, bo tego dnia planujemy zdobyć Annapurna Base Camp (ABC), jednak ze względu na wysokość i ryzyko choroby wysokościowej nie decydujemy się spędzić tam nocy i mamy plan zejść do MBC przed zmrokiem. Początkowo zmagamy się z silnym zimnym wiatrem. Odwiedzamy jedno ze schronisk na MBC i pijemy herbatę w towarzystwie miłego chatkowego, który potrafi powiedzieć kilka słów po polsku i opowiada nam po angielsku trochę o swoim życiu w górach.

W dole widoczne jedno ze schronisk w MBC
W dole widoczne zabudowania MBC
Nasz biały przewodnik z MBC

Ostatni odcinek przed ABC jest dosyć płaski i wiedzie piękną doliną otoczoną niesamowitymi górami. Ja jednak przeżywam prawdziwe męki: z powodu zapalenia gardła, kataru i wysokości nie mogę oddychać. Czuję jakbym poruszała się w gęstej smole. Każdy krok to dla mnie walka. Marcin natomiast czuje się świetnie i biegnie do przodu jakby brał udział w jakiś zawodach (może nie odczuwa tak bardzo braku tlenu, bo w dzieciństwie miał astmę… ponoć palacze też lepiej się czują na takiej wysokości niż normalni ludzie).

Wreszcie docieramy do celu: widok jest oszałamiający. Przed zmrokiem schodzimy na nocleg do MBC. Od 2 dni się nie myjemy. W MBC też nie ma bieżącej wody o tej porze roku. Zresztą temperatura nie zachęca do zdejmowania ubrań. Zakładamy na siebie prawie wszystko co mamy i idziemy spać.

Dzień 8: MBC – Bamboo

Widok z hostelu w MBC

Ze względu na mój deficyt sił, na nocleg schodzimy tylko do Bamboo, chociaż niektórzy tego samego dnia nocują już w Chhomrong. Ja mam w pamięci strome schody, które prowadzą do Chhomrong i czuję, że nie dam rady. Pomimo zimna już o 15:00 decydujemy się zatrzymać na nocleg.

Dzień 9: Bamboo – Chhomrong

Znowu około 15:00 docieramy do celu i jeszcze przy względnie przyjemnej temperaturze przed zachodem słońca bierzemy ciepły prysznic – rozkosz dla duszy i ciała! Odpoczywamy i decydujemy, że nie będziemy schodzić do Jhinu, żeby wykąpać się w ciepłych źródłach. Chcemy jak najszybciej wrócić do Pokhary.

Dzień 10: Chhomrong – Birethani / Nayapul i powrót autobusem do Pokhary.

Schodzimy do Siwai z nadzieją, że akurat trafimy na loklany autobus. Jednak nie mamy takiego szczęścia i musimy targować się z kierowcami jeepów (oczywiście można też pokonać ostatni kawałek drogi na piechotę, jednak jest to dosyć spora odległość po nieprzyjemnej i dosyć ruchliwej nieutwardzonej drodze). Chcemy jeszcze tego samego dnia dojechać do Pokhary dlatego płacimy za podwózkę do Nayapul 1000 NPR.

Droga rzeczywiście jest odpowiednia dla samochodów terenowych…

Mimo naszych próśb, żeby kierowca zawiózł nas na przystanek autobusowy, zostajemy wysadzeni na postoju taksówek i w mgnieniu oka otaczają nas lokalni kierowcy, którzy próbują podwieźć nas do Pokhary za oczywiście bardzo atrakcyjną stawkę. Po naszych nieugiętych odmowach stawka rzeczywiście spada do bardzo atrakcyjnej (800 NPR), jednak jesteśmy zbyt bardzo oburzeni zachowaniem kierowcy jeepa i jego sprytnym planem, żeby się ugiąć i pojechać lokalną taksówką. Przechodzimy kilkanaście metrów w stronę miasteczka i już po chwili łapiemy zatłoczony lokalny autobus do Pokhary. Za dwie osoby płacimy 300 NPR. Kierowca zostawia nas w Pokharze jakieś 2 km od jeziora przy którym znajduje się główna dzielnica hotelowo/ restauracyjna. Bardzo zmęczeni i brudni idziemy do hostelu. Cieszymy się cywilizacją (ciepły nielimitowany prysznic, wygodne łóżko, prąd) i ciepłem (w Pokharze w nocy jest już 10 – 12 ºC).

A w Pokharze na głównej ulicy przywitała nas krowa…

Linki do pozostałych postów na temat trekkingu ABC i Poon Hill:

 

 

Continue Reading

Co zabrać na trekking do ABC i czy trzeba brać przewodnika / tragarza?

W odpowiedzi na główne pytanie, na początku napiszę oczywistą oczywistość: jeżeli nie wynajmujecie tragarza, to na treking należy zabraćjak najmniej rzeczy. Przy opcji z tragarzem, ze względu na jego zdrowie, też należy się znacznie ograniczać 🙂 .

Czasami tragarze noszą na plecach całe szafy ubrań i sprzętu, zwykle dla grup zorganizowanych lub bardziej wygodnych klientów.

My mieliśmy troszkę utrudnione zadanie, bo robiliśmy trekking w styczniu, gdy temperatury w górach, zwłaszcza w nocy, są jeszcze ujemne więc musieliśmy wziąć więcej ubrań.

Czy brać ze sobą śpiwór?

Odpowiem tak: nie ma takiej konieczności. We wszystkich hostelach na szlaku dostaniecie kołdry/koce. My mieliśmy ze sobą śpiwór – bardzo cienki i lekki, bo jak już mówiłam byliśmy na szlaku pod koniec stycznia i zawsze to jakaś dodatkowa ochrona przed utratą zimna. W żadnym hostelu na szlaku nie ma ogrzewania. W mroźne noce, zakładaliśmy na siebie wszystkie ubrania i lekką puchową kurtkę, wchodziliśmy w śpiwór i przykrywaliśmy się 2 kołdrami – jeżeli przypadkiem nie wystawiliśmy czubka głowy/ nosa spod kołdry to było nam bardzo ciepło 🙂 .

Przygotowani do spania w ujemnej temperaturze.

Ponoć w sezonie wiosenno-letnim, kiedy temperatury są już znacznie powyżej zera problemem może być brak wolnych łóżek w hostelach, w tej sytuacji, spania pod chmurką, też lepiej mieć jakiś cienki śpiwór, zawsze milej i cieplej 🙂 . Minusem oczywiście jest dodatkowy ciężar, ale nawet ja, która nie znosi nosić plecaka w górach, dałam radę wejść na ABC z całym potrzebnym ekwipunkiem (myślę, że mój plecak ważył około 6 kg, w tym najcięższa była lustrzanka).

Co spakować do plecaka?

Znowu podkreślam, że był to styczeń i musieliśmy być przygotowani na bardzo dużą różnicę temperatur i pogody. W dzień, w niższych partiach temperatura w słońcu mogła dochodzić nawet do 25ºC, w nocy i pod wieczór (zwykle, tak około 15:00-16:00 na góry i doliny nachodziła bardzo gęsta mgła, która przynosiła ze sobą wilgoć i zimno) temperatura spadała do 0 lub nawet – 5 ºC.

Pod wieczór, około 16:00 na góry nachodziła mgła, która niosła ze sobą wilgoć i zimne powietrze.

Ja do swojego plecaka spakowałam:

  • cienki polar z kapturem,
  • cienką kurtkę puchową,
  • kurtkę od deszczu,
  • jedną bluzkę bawełnianą z długim rękawem,
  • dwie bluzki bawełniane z krótkim rękawem,
  • jedną podkoszulkę na ramiączka,
  • majtki, skarpetki, w tym jedne bardzo grube do spania,
  • czapkę wełnianą, rękawiczki,
  • cienkie spodnie trekingowe (najlepiej takie co mogą też być krótkie i szybko schnął),
  • grube spodnie trekingowe (używałam głównie do spania, bo w ciągu dnia były dla mnie za ciepłe),
  • czołówkę (bardzo przydatna, gdy następowały przerwy w prądzie).
  • okulary, chustę na szyję / twarz.
  • krem przeciwsłoneczny i kapelusz 
  • sznurek na pranie
  • folię ratunkową (ja się z nią nie rozstaję, bo jest przydatna w wielu sytuacjach)
  • leki, bandaż elastyczny, coś do odkażania i plastry.

 

Im lżejszy plecak tym lepiej…

Majtki, skarpetki i bluzki można prać na bieżąco i suszyć na plecaku w ciągu dnia jeżeli nie pada (w nocy nic nam nie schło, ze względu na dużą wilgotność).

Pamiętajcie: im wyżej wchodzicie tym cięższy wydaje się każdy gram waszego plecaka!

Chusta na szyję/twarz i okulary to też bardzo ważna część ekwipunku.

Czy brać bidon/ termos na wodę?

Ja wzięłam, ale uważam, że bidony są ciężkie i lepiej napełniać wodą zwykłe butelki plastikowe po wodzie mineralnej. Uwaga: po przekroczeniu ścisłej granicy rezerwatu nie kupicie już wody w plastikowych butelkach, ale przez pierwszą połowę trasy jest to możliwe.

Żeby mieć równo obciążony plecak najlepiej nosić po dwóch stronach 2 małe butelki z wodąujęć wody i punktów, gdzie można ją kupić jest bardzo dużo, dlatego 0,7 litra wody jest w zupełności wystarczające na 1 odcinek trasy. Jeżeli boicie się picia wody bezpośrednio z ujęć i strumieni to możecie wziąć tabletki odkażające z chlorem. My ich nie używaliśmy i zazwyczaj płaciliśmy za uzupełnienie butelki wodą zdatną do picia, ale też piliśmy czasem ze strumienia i nic nam nie było, oczywiście to kwestia przyzwyczajenia i odpowiedniej flory bakteryjnej… Termos akurat w naszym przypadku miałby jakiś sens, bo czasami woda w nocy zamarzała nam w butelkach, ale ja zwykle rano dolewałam do niej wrzątku i była przez następne kilka godzin zupełnie dobra do picia. Jak dla mnie termos za dużo waży

Na trasie jest wiele ujęć wody i restauracji, w których można rozgrzać się gorącą herbatą/czekoladą.

Czy brać kijki trekingowe?

Jak dla mnie to kwestia bardzo indywidualna. Mi osobiście kijki raczej przeszkadzają w chodzeniu po górach niż pomagają. Dlatego ich nie wzięłam (ważą też swoje). Muszę jednak przyznać, że w wyższych partiach mogłyby być przydatne gdybyśmy trafili na bardzo ośnieżoną trasę (wtedy też dobrze jest mieć jakieś prowizoryczne raki, bo trasa zazwyczaj jest też oblodzona – niektórzy zakładali na buty skarpetki i tak sobie radzili z lodem – może to i dobry sposób, nie próbowałam, wolałam schodzić na czworakach i trzymać się trawy, żeby nie zjechać na tyłku w dół 🙂 ).

Czasami trasa była oblodzona i bardzo śliska.,,

Na szczęście my trafiliśmy na okres roztopów i tylko w dwóch miejscach zmagaliśmy się z lodem i śniegiem, ale już przed samym ABC nie było prawie w ogóle śniegu. Myślę że błoto w szczycie sezonu może być równie śliskie jak lód i śnieg, dlatego czasem warto mieć jakąś podporę, ale zawsze istnieje opcja znalezienia jakiegoś kijka lub bambusa przy drodze.

Mostek nad rwącą rzeką. Oblodzony może stać się trudny do przejścia…

Czy potrzebny jest przewodnik?

Jeżeli idziecie w parze/ grupie to zdecydowanie nie. Trasa jest stosunkowo łatwa i dobrze oznakowana (zgubić się jest trudno – a jeśli nawet to na trasie panuje na taki ruch i jest tyle miejscowych osad, że zawsze znajdzie się ktoś kogo można zapytać jak iść). Mapa offline (np. maps.me) i GPS też dają radę.

Na trasie umieszczonych jest wiele map i wskazówek jak iść.

Jeżeli nie macie partnera do trekingu to towarzystwo przewodnika / tragarza może być bardzo pomocne, zwłaszcza w razie jakiegoś wypadku / choroby. Ponoć w sezonie ludzie/ grupy z lokalnymi przewodnikami mają tę przewagę, że zawsze dostaną miejsce w hostelu (przewodnik dzwoni do zaznajomionych gospodarzy i rezerwuje łóżka). Mnie bardzo ucieszyła wiadomość, że nie ma obowiązku brania przewodnika, bo szczerze nienawidzę jak ktoś idzie za mną i mnie motywuje, że dam radę (ja dobrze wiem, że dam, ale w swoim tempie) a niestety z mojego doświadczenia wynika, że bardzo ciężko wytłumaczyć azjatyckim przewodnikom, że wszystko ok i niech mnie zostawią wreszcie w spokoju…

Duży ruch na początkowym odcinku trasy.

Czy potrzebny jest lek na chorobę wysokościową?

Raczej tak. Nawet wtedy, gdy nie będziemy go używać to lepiej go mieć, bo nigdy nie wiemy jak zareaguje nasz organizm. Koszt leku w Kathmandu i Pokharze jest niski (prosimy o Diamox lub Azomid). My nie używaliśmy leku, ale też nie spaliśmy w ABC, tylko zeszliśmy niżej do MBC. Główną zasadą, żeby przyzwyczaić organizm do wysokości jest spanie na niżej niż się tego dnia weszło. Niektóre osoby, które spały z nami w MBC i jeszcze nie były na ABC szły na 1-godzinny spacer, żeby wejść trochę wyżej i spać spokojniej.

Czy trzeba brać ze sobą jedzenie?

Zdecydowanie nie. Ewentualnie kilka batonów, jakiś słodkości. Zasada jest taka, że jeżeli jemy w hostelu to za nocleg płacimy niskie stawki. Jeżeli nie to nawet 100x większe. Przykładowo: Pokój 2-os z jedzeniem 200 NPR, bez jedzenia 1000 NPR. Ceny w menu nie są niskie i im wyżej tym są większe, ale i tak bardziej opłaca się zjeść w hostelu niż targać wszystko ze sobą – dodatkowe kilogramy są zabójcze w wysokich górach 🙂 . Ceny i menu są też odgórnie ustalane przez zarząd parku, nie ma więc możliwości targowania się.

W lokalnym menu znajdziemy takie pyszne ziemniaki…
… rozgrzewającą zupę czosnkową i lokalny chlebek.

Czy jest gdzie się umyć i czy jest ciepła woda?

Jeśli chodzi o higienę, to nie jest tak źle. We wszystkich hostelach są prysznice. Im wyżej, tym jest ich mniej i o ciepłą wodę trudniej. Zazwyczaj należy dopłacić za ciepły prysznic, w końcu wniesienie butli z gazem też kosztuje… Dobrze jest mieć przy sobie wilgotne chusteczki. Nas ratowały zawsze wtedy, gdy nie mieliśmy odwagi rozebrać się i umyć pod prysznicem ze względu na bardzo niskie temperatury po zmroku. W styczniu w MBC nie było bieżącej wody więc prysznica też nie można było wziąć. Do Sinuwy braliśmy ciepły prysznic, ale już wyżej było na to zbyt zimno więc mokre chusteczki ratowały nas przez 3 dni. Inna sprawa, że im więcej bakterii tym cieplej… czasami nie warto się myć 🙂 .

Toaleta i prysznic z ciepłą wodą w jednym z hosteli w miejscowości Sinuwa.

Linki do pozostałych postów na temat trekkingu ABC i Poon Hill:

 

Continue Reading

Trekking do ABC i Poon Hill – o permitach i jak dojechać na początek trasy

Pozwolenia na trekking – gdzie wyrobić permit w Pokharze?

W Pokharze są ponoć dwa punkty, które wydają pozwolenia na trekking, my wyrabialiśmy go w biurze ACAP i TIMS: Nepal Tourism Board, Lakeside Road, Pokhara, które otwarte jest codziennie od 10:00 – 16:00.

Pokhara – po deszczu, przy dobrej widoczności, widać Himalaje

Żeby dostać pozwolenie należy mieć przy sobie 4 zdjęcia twarzy (jeżeli ich nie macie to w mieście jest dużo punktów foto lub też można je zrobić za darmo w biurze ACAP o czym lokalni niechętnie informują). Po wypełnieniu kilku formularzy, w których trzeba zamieścić dokładną informację, gdzie zamierzacie pójść i ile dni zajmie trekking, należy wnieść stosowne opłaty:

  • Koszt permitu na trekking na terenie Annapurna Conservation Area w styczniu/ lutym 2018 r – 2260 NPR / os.
  • Koszt rejestracji w TIMS (policja turystyczna – rejestracja obowiązkowa) – 2000 NPR / os.
Jeden z puntów fotograficznych w Pokharze. Modelka była chyba trochę plastikowa…

Dokumenty, które otrzymacie trzeba starannie schować, bo w czasie wędrówki po górach w kilku miejscach, tzw. checkpoint’ach, należy je okazać odpowiednim władzom – jeżeli ich nie macie zapłacicie mandat.

Autobus Pokhara – Nayapul / Birethanti

Lokalne autobusy do Nayapul / Birethanti, skąd zwykle zaczyna się treking na Poon Hill lub Annapurna Base Camp, odjeżdżają z dworca Baglung Bus Park, który od turystycznej dzielnicy przy jeziorze oddalony jest o jakieś 4 km. Taksówka z hostelu do dworca autobusowego wyniosła nas 350 NPR. Za dwa bilety lokalnym autobusem do Birethanti zapłaciliśmy 400 NPR / 2 os. Czas przejazdu około 2 godzin.

 

Linki do pozostałych postów na temat trekkingu ABC i Poon Hill:

Continue Reading

Autobus Katmandu – Pokhara

Autobus Katmandu – Pokhara

Drogi w Nepalu nie są, delikatnie mówiąc, w najlepszym stanie, dlatego tak długi odcinek (sic!) jak z Katmandu do Pokhary (około 200 km) zwykle pokonuje się tutaj w około 8 godzin lub znacznie dłużej… Tak, wcale nie przesadzam. Co sprawia, że podróż stosunkowo małej odległości jest taka długa? Wiele czynników: główne drogi krajowe są wąskie, dziurawe i biegną po grzbietach bardzo stromych gór, panuje na nich ogromny ruch i często zdarzają się korki, spowodowane stłuczkami, wypadkami, robotami drogowymi lub innym dziwnymi zdarzeniami np. procesja, strajk etc.

Korek na drodze do Katmandu.

Ze względu na powyższe niedogonienia i bardzo turystyczny charakter trasy Katmandu – Pokhara, zdecydowaliśmy się na zakup dwóch miejsc w autokarze turystycznym, co prawda nie w najdroższej klasie, ale takim ciut bardziej wygodnym niż autobusy lokalne. Koszt biletu Katmandu – Pokhara zakupionego w hostelu (czyli z prowizją) wynosił 9 USD / os . Tten sam bilet bezpośrednio u przewoźnika kupicie za 7 USD ( link do strony )

Przedmieścia Katmandu

Niezależnie od przewoźnika, u którego kupicie bilet, większość autobusów do Pokhary odjeżdża o 7 rano z jednej z głównych ulic Katmandu: Kanti Path. Nie szukajcie więc dworca autobusowego i koniecznie przyjdźcie wcześniej, bo na ulicy zazwyczaj o tej godzinie stoi około 100 autokarów, które odjeżdżają w różnych kierunkach i czasami trzeba chwilkę poświęcić na znalezienie tego właściwego, chociaż kierowcy i inni pomagacze chętnie udzielają wskazówek w którym kierunku trzeba iść i który to autokar. Nasz autobus z luksusami miał niewiele wspólnego, ale w porównaniu do lokalnych autokarów wydawał się stosunkowo nowy i miał europejskie siedzenia i przestrzeń na nogi, co przy naszym słusznym wzroście (Marcin powyżej 190 cm ja prawie 180 cm), jest bardzo istotne. Przez tragiczny stan dróg komfort jazdy nawet w najbardziej luksusowym autokarze i tak jest taki jak w bujanym powozie. Myślę że w lecie ze względu na wszechobecny kurz i pył bardzo ważnym atutem autokaru jest działająca klimatyzacja, w naszym przypadku nie było to istotne bo rano i w ciągu dnia było dosyć chłodno i przy zamkniętych oknach kurz nie stanowił dla nas problemu. W czasie prawie 8 godzinnej podróży były 3 przystanki, w tym jeden dłuższy na obiad.

‚Klimatyzacja’ w naszym autobusie.

Najwięcej czasu zajęło nam oczywiście wyjechanie z Katmandu, ale jak się okazało podróż w tę stronę i tak była ekspresowa, bo w drodze powrotnej spędziliśmy około 2 godzin stojąc w korku, który był spowodowany wypadkiem dwóch ciężarówek. Z tego powodu czas naszego przejazdu powrotnego wydłużył się do prawie 11 godzin.

Przystanek na siku i kawę

W Pokharze wszystkie autokary turystyczne z Katmandu zatrzymują się na nowym dworcu turystycznym (Tourist Bus Park), który od centrum hotelowo-restauracyjnego przy jeziorze, (gdzie znajduje się większość hosteli), oddalony jest o jakieś 2 km (20-30 min na piechotę). W pobliżu tego dworca znajduje się też punkt wyrabiania pozwoleń na trekking w rejonie Annapurny.

Linki do pozostałych postów na temat trekkingu ABC i Poon Hill:

 

Continue Reading