Muszę przyznać, że Kambodża od razu skradła moje serce. Niestety przez opinie innych osób, „że tam kradną, że taka bieda, komary i w ogóle”, jechałam tam z pewną dozą nieufności, jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnie. Po zlaicyzowanym Wietnamie, buddyjska Kambodża to był balsam dla mojej duszy. Dlaczego? Otóż zachowanie ludzi jest tam diametralnie różne. Oczywiście w Wietnamie również spotykaliśmy bardzo sympatycznych i pomocnych ludzi, ale też doświadczyliśmy bardziej agresywnych zachowań typu: daj mi pieniądze, bo ja jestem taka biedna, a ty bogaty lub dlaczego nie kupiłeś tego ode mnie?), które w krajach buddyjskich są nie do pomyślenia ze względu na mocno zakorzeniony koncept utraty twarzy (więcej tutaj). Ogólnie buddyści są też bardziej skorzy do robienia dobrych uczynków (nieważne z jakich pobudek), dlatego w krajach, gdzie dominował buddyzm częściej doświadczaliśmy niespodziewanego dobra (zaproszenie na darmowy posiłek, bezinteresowna pomoc etc.).
Wracając jednak do głównego wątku: od samego początku, pomimo podejrzanej aparycji Khmerów (ludzie tak mówią, pewnie ze względu na ich ciemniejszą skórę), poczułam się wśród nich jak w domu. Może wynikało to też z faktu, że jest to bardzo rodzinny naród: dla większości Kambodżan rodzina i grupa, w której żyją jest dobrem nadrzędnym (być może z tego powodu w najgorszej sytuacji życiowej znajdują się tu sieroty i starcy bez rodzin). Powszechny uśmiech na twarzy też robi swoje (czasami trudno stwierdzić czy jest on oznaką prawdziwej radości, czy np. strachu, ale w jakiś naiwny sposób polepsza on ogólną atmosferę).
Oczywiście, żeby nie było tak różowo, to tak jak w większości azjatyckich krajów doświadczymy tu nagabywania. My jednak po 3 miesiącach pobytu w Azji zdążyliśmy już do niego trochę przywyknąć i szczerze mówiąc zawadiacki sposób zaczepek, które na nas stosowali Kambodżanie, bardziej nas bawił niż denerwował. W tym miejscu ważna uwaga: Khmerowie mają specyficzne czepialskie poczucie humoru (u Wietnamczyków też się z nim spotkaliśmy) więc nie należy wszystkiego co mówią traktować zbyt poważnie, a najlepiej odciąć się w jakiś zabawny sposób, zresztą nasze próby „targowania się” były przyjmowane z ogólnym „entuzjazmem” i zaciekawianiem (chyba jednak innym nacjom nie zależy tak bardzo na stargowaniu 1 lub 2 USD jak nam zależało 😉 W końcu za to, co stargowaliśmy mogliśmy zjeść później porządny obiad!). Taki oto przykład: na dworcu autobusowym zawzięliśmy się, że zapłacimy 2 USD a nie 3 USD za podwózkę do centrum. Był to taki dystans, że w 30 min byśmy doszli na piechotę, ale że upał był potworny postanowiliśmy podjechać.
Po krótkiej przepychance (walka o klienta jest zawzięta) wziął nas na celownik rykszarz tzw. „stary wyjadacz”, który zareagował wielkim uśmiechem na nasze targowania. Jego koledzy widząc, że nie dajemy za wygraną, obstąpili nas tłumnie i z zaciekawieniem i rozbawieniem patrzyli co się stanie, a my z uporem maniaka: „możemy zapłacić Ci tylko 2 USD” i na odpowiedź rykszarza, że za mało, wzięliśmy plecaki i zrobiliśmy ruch, że zamierzamy odejść, co wśród gapiów wywołało jeszcze większe rozbawienie, do tego stopnia, że jeden z nich zaczął krzyczeć, żebyśmy nie szli bo to najlepszy rykszarz w mieście i stracimy taką świetną okazję na przejażdżkę. Rykszarz wyjadacz, widząc nasze zdeterminowanie i wiedząc, że konkurencja nie śpi i zaraz złapie nas za rogiem, żeby podwieźć za proponowaną przez nas stawkę, po cichu skapitulował i delikatnym ruchem ręki pokazał nam, żebyśmy wsiadali. Na pytanie czy jedziemy za 2 USD tylko kiwną nieznacznie głową 🙂 . Po takich targach zawsze się nas pytają skąd jesteśmy, a my dumnie odpowiadamy, że z Polski… Mimo wszystko polecamy Wam się targować ile wlezie (jeżeli bardzo coś chcecie kupić, to najlepiej pokazać, że nie jesteście już zainteresowani i subtelnie zacząć odchodzić, wtedy zazwyczaj cena spada o połowę, oczywiście jeżeli była bardzo zawyżona). Nie ma jednak, co się zbytnio łudzić: czasami przez naszą białą twarz ceny są wyższe niż dla miejscowych, ale tak już tutaj niestety jest.
Co rzuca się najbardziej w oczy po wjeździe z Wietnamu do Kambodży?
Intensywna i bujna zieleń, brak gęstej miejskiej infrastruktury (w Wietnamie nawet na prowincji jest dużo większe zagęszczenie domów), drewniane domy na palach i wszechobecne wolne od ubrań i butów dzieci (nie, nie we wszystkich przypadkach jest to oznaką skrajnej biedy. Nawet w Phnom Penh dzieci z porządnych domów chodziły raczej niczym nie skrępowane. Przy takim klimacie ubrania są niepotrzebne). Niestety taka swoboda ma też ciemne strony: aż mi kiszki wykręcało jak widziałam białych dziadów wlepiających w te małe cudne istotki swoje lepkie gały. Z powodu biedy niektórzy dorośli Khmerowie dają białym dobrowolne przyzwolenie (oczywiście hojnie opłacane) na wykorzystywanie własnych dzieci. Przerażająco smutne zjawisko. Sami Khmerowie są świadomi problemu i zarówno w telewizji jak i na mieście prowadzą na ten temat kampanie społeczne, mimo wszystko perspektywa szybkiego zarobku jest tu wciąż bardzo kusząca…
Jednak, żebyście nie mieli błędnego wyobrażania o Kambodży, trzeba również podkreślić, że spotkacie się tutaj ze skrajnym bogactwem, do tego stopnia, że chyba nawet w Wietnamie i Tajlandii, aż takiego nie widzieliśmy. Ogromne strzeżone wille, bardzo drogie samochody (tak dużej ich ilości w jednym miejscu to w Europie raczej nie znajdziemy), ekskluzywne szpitale (wiem, bo byłam i zapłaciła 3 razy tyle, co za taką samą wizytę w prywatnej klinice w Polsce, aż się rykszarz uśmiał jak mu o tym powiedziałam), wielkie domy handlowe etc. Patrząc na to zjawisko z perspektywy przyjezdnego: z pewnością takie rozwarstwienie społeczne jest balansowaniem na krawędzi. Nigdy nie wiadomo kiedy nabrzmiały balon niezadowolenia społecznego znowu wywoła krwawy konflikt… Drobne wrzenia już miały miejsce w poprzednich latach, jednak chyba nie przyniosły oczekiwanych społecznie rezultatów. Gdyby tylko władza zrozumiała, że należy zainwestować w ogólnodostępne dobro publiczne: szpitale, drogi, szkoły, edukację społeczną etc. to wszystkim żyłoby się dużo lepiej. Np. wygląda na to, że takie zjawisko ma miejsce w Wietnamie i wydaje nam się, że jednak istnieje tam klasa średnia na dosyć przyzwoitym poziomie, co skutecznie redukuje napięcia społeczne, nie wspominając już o tym, że na terenie całego kraju wszechobecne są inwestycje w drogi, komunikację publiczną, szkoły etc.
Na zakończenie powiem tylko, że bardzo chętnie wrócę do Kambodży, bo jest to fascynujący kraj: dzika przyroda, mili, żywiołowi (Khmerowie to tacy trochę Latynosi Azji, dlatego tak bardzo mi przypadli do gustu) i ładni ludzie (pół żartem, pół serio: nie dziwię się, że Angelina adoptuje i pomaga akurat dzieciom z Kambodży. Trywialnie rzecz ujmując są to najładniejsze i najsłodsze dzieci jakie do tej pory widziałam), jednak przede wszystkim u Khmerów czułam się jak u najlepszych przyjaciół w domu. Być może dlatego wielu „wolnych duchem” białych właśnie tutaj znalazło swoje miejsce na ziemi – więcej o tym zjawisku.
ZOBACZ TEŻ:
Kambodża – ogólne informacje praktyczne
Phnom Penh – informacje praktyczne
Rajska wyspa Koh Rong – Kambodża
Siem Reap i świątynie Angkoru – Kambodża
FILM: