Ale Sajgon!

 

Statua Ho Chi Minh’a na głównym deptaku Sajgonu (na cześć tego przywódcy zmieniono nazwę miasta).

To miasto niezaprzeczalnie ma bardzo wyrazisty charakter. Z pewnością nie pozostaniecie wobec niego obojętni. Przy pierwszym zetknięciu Sajgon może przytłaczać: szalony ruch na drogach, kilometrowe korki, gęsta zabudowa, tłumy ludzi, chodniki zastawione straganami i skuterami, zaduch… Doskonale to rozumiem, jednak po bliższym poznaniu, Sajgon staje się przyjemnym miejscem do życia.

Jedna z większych arterii dojazdowych do centrum Sajgonu.
Przystrojona uliczka z okazji 1 Maja.

Co takiego urzekło nas w mieście Ho Chi Minh (obecnie oficjalna nazwa Sajgonu)?
Urzekła nas nowoczesność połączona ze zwykłym, zacisznym życiem małych uliczek. Nawet w ścisłym centrum można odnaleźć spokój i poczuć się jak w małym prowincjonalnym wietnamskim miasteczku.
Właśnie tutaj, po dwóch miesiącach podróżowania po Wietnamie, postanowiliśmy zrobić sobie dłuższą przerwę i pożyć wielkomiejskim życiem. Znaleźliśmy bardzo miły pokój a’ la studio w zacisznej wąskiej uliczce w dystrykcie 1 (centrum). Jedyną wadą tej lokalizacji były ceny jedzenia / kawy prawie 2 razy wyższe niż w innych dystryktach, no ale to w końcu to centrum… (Skoro już jesteśmy przy pieniądzach, to Ho Chi Minh w porównaniu z resztą kraju jest odrobinę droższe i jak to w dużym mieście bywa, ze względu na licznych turystów i przyjezdnych, ciężko jest znaleźć przyzwoite lokum za niewielkie pieniądze w dobrej lokalizacji).

Zaciszna i wąska uliczka, przy której mieszkaliśmy w centrum HCMC.
Nasze małe „studio” w apartamentach Happy Homes.
Mimo deszczu w Sajgonie zawsze można zjeść coś na ulicy.
Nowoczesne oblicze HCMC.
Jeden z parków w centrum.

Dzięki naszej koleżance Wietnamce, którą poznaliśmy w czasie rejsu po zatoce Ha Long, mieliśmy okazję zobaczyć ciekawe i mniej turystyczne zakątki Sajgonu, skosztować lokalnych przysmaków m.in. ślimaków i posłuchać o intrygujących różnicach kulturowych. Na przykład dowiedzieliśmy się , że wietnamskie wesela są bardzo krótkie (przeciętnie trwają do 2h) i niestety dla większości gości stanowią tylko okazję do najedzenia się na koszt pary młodej (ponoć wielokrotnie się zdarza, że większość gości nawet nie zna imion nowożeńców). Po posiłku goście zamiast gratulować młodym biegną na karaoke (co ciekawe, żeby goście nie żądali zwrotu pieniędzy, które w ramach prezentu wręczyli młodej parze – były przypadki, że po posiłku ktoś mówił, że mu nie smakowało i chciał zwrotu połowy podarowanej kwoty – wprowadzono pudełka skarbonki, do których wrzucane są datki, a kwoty i nazwiska skrupulatnie są umieszczane w księdze życzeń, żeby nikt już nie mógł wycofać ofiarowanych pieniędzy 🙂 ). Niestety wygląda na to, że na prowincji kobiety wciąż mają gorszą pozycję niż mężczyźni: nie dość, że muszą pracować na utrzymanie domu podczas gdy ich mężowie leżą i delektują się piwkiem, to jeszcze zdarzają się epizody agresji domowej i grożenia śmiercią z powodu męskiej zazdrości (oczywiście najlepiej, żeby kobieta siedziała cicho w domu i usługiwała). W niektórych rodzinach wciąż praktykowany jest zwyczaj autorytarnego wybierania odpowiedniego kandydata na męża dla córki, na dodatek nie do pomyślenia jest, żeby dziewczyna z dobrego domu z południa Wietnamu wyszła za mąż za Wietnamczyka z północy… mimo upływu 42 lat od zjednoczenia kraju podział na północ i południe wciąż jest bardzo wyraźny (podobno słychać go również w języku, raz nam nawet jeden Wietnamczyk na stacji kolejowej powiedział, że trudno mu zrozumieć tych z północy z powodu akcentu).

W dzielnicach otaczających centrum jak „grzyby po deszczu” rosną nowoczesne blokowiska. Podobno dla klasy średniej mieszkanie w takim bloku jest spełnieniem marzeń, jednak ceny nowych mieszkań są wciąż bardzo wygórowane. Ja zdecydowanie wolałabym mieszkać w jakiejś przytulnej małej uliczce niż w takim blokowisku…
Pyszne uliczne przysmaki.
Bloki i wille w jednej z lepszych dzielnic.

Wracając do tematu Sajgonu: do większość atrakcji w obrębie dystryktu 1 można dojść na piechotę.
My z oczywistych atrakcji zwiedziliśmy ‚Muzeum pozostałości wojennych’, poszliśmy na pocztę główną wysłać paczki i kartki, które wraz z innymi prezentami wcześniej zakupiliśmy na targu głównym, a w weekend oglądaliśmy pokazy ulicznych artystów na głównym deptaku, który zaczyna się przy wieżowcu Bitexo Tower. (Zobacz nasz film o Sajgonie!) Jednak na co dzień najbardziej nas cieszyło swobodne przechadzanie się po ulicach Ho Chi Minh i delektowanie się mocną wietnamską kawą w nowoczesnych i przytulnych miejskich kawiarenkach.

Muzeum pozostałości wojennych.
Przed budynkiem jeszcze luźna atmosfera, jednak wewnątrz drastyczne oblicze wojny skutecznie zabija komfortowy nastrój.
Wejście do budynku poczty.
Kolonialne wnętrze budynku poczty głównej.
Katedra Notredame tuż obok budynku poczty.
Budynek Bitexo, z którego można podziwiać panoramę miasta.
Główny deptak w centrum, który w weekendy staje się miejscem ulicznej sztuki i pokazów muzyczno-artystycznych.
Kawiarnia z widokiem na miasto.
Jedna z nowoczesnych kawiarni.
Ulica w centrum.
W kawiarniach nie tylko spędzaliśmy miło czas, również ciężko pracowaliśmy… a za oknem jedna z tropikalnych ulew pory deszczowej.

ZOBACZ TEŻ FILM:

Continue Reading