Australia – z Brisbane do Sydney – co zobaczyć na Wschodnim Wybrzeżu? – cz. 3

Klify Creascent Heads i szpital dla koali po przejściach w Port Mcquarie

Na klify Creascent Heads trafiliśmy przez przypadek szukając miłego miejsca na obiad.
Znaleźliśmy pusty stolik, ale niestety bez widoku i z żarłocznymi ptakami, ale za to późniejszy spacer wynagrodził nam wszystkie niedogodności.

Szpital dla koali – tylko dla wytrwałych


Szpital można zwiedzić samemu lub w towarzystwie przewodnika/wolontariusza (ustalone godziny wycieczek). Gdy odwiedza się miśki na własną rękę, można również poznać ich trudne historie, które są wypisane na metalowych tabliczkach obok klatek. Weterani wracają do szpitala nawet po kilkadziesiąt razy. Zazwyczaj koale trafiają tam w wyniku pożarów łatwopalnych lasów eukaliptusowych, lub wypadków samochodowych – podobnie jak koty w Polsce chowają się w komorach silników więc trzeba być czujnym.

Jeden z pacjentów szpitala

W Port Maquarie można również zwiedzić zabytkowy dom pierwszych osadników. Za drobną darowiznę oprowadza bardzo miły Pan, który chętnie opowiada o historii regionu.

Latarnia Sugarloaf i przygoda na plaży

W budynkach latarni mieści się zdecydowanie najlepiej położony hotel w Australii. Niestety nie dane nam było tam mieszkać… natomiast mogliśmy znowu podziwiać migrację wielorybów i bezkresny błękit oceanu.

Później poszliśmy pobiegać po plaży i przekonałam się na własnej skórze jak ważne jest oglądanie seriali. Otóż przydała mi się pewna historia z Przyjaciół: pamiętacie jak Chandler i Joey poszli z Moniką na plażę i później nie chcieli się przyznać, co się tam wydarzyło? No właśnie, otóż musiałam zrobić to samo 🙂

Beztrosko biegłam po plaży na bosaka i nagle przeszył mnie potworny ból – jakby moja stopa płonęła od spodu. Na początku myślałam, że to może jakiś kolec, albo że nadepnęłam na coś ostrego, ale stopa była tylko lekko zaróżowiona. Od razu pomyślałam o groźnych paraliżujących jadem meduzach i trochę się przestraszyłam, że ból wcale nie minie i jeszcze mnie sparaliżuje… Żeby uniknąć wizyty w szpitalu bez namysłu postanowiłam wykorzystać sposób z Przyjaciół i… no właśnie poszłam nasikać na własną stopę. Tak to obrzydliwe, ale uwierzcie, że pomogło. Po kilku minutach ból przestał się nasilać i do końca dnia tylko trochę piekła mnie podeszwa stopy, ale już tak do wytrzymania. Także polecam gdybyście nie mieli przy sobie octu winnego (to ponoć drugi dobry sposób na łagodzenie oparzenia meduzim jadem).

Newcastle i Zoo

Jeżeli wciąż nie mieliście okazji zobaczyć czołowych przedstawicieli australijskiej fauny to wykorzystajcie okazję i odwiedźcie park dzikiej przyrody przy Carnley Avenue w New Castle.
Wejście jest bezpłatne.

Później można odpocząć na piaszczystej plaży w New Castle lub przejść się po zabytkowym centrum miasta.

Wieczorem na kempingu widzieliśmy największą odmianę kangurów, niektóre miały chyba po dwa metry wzrostu i prezentowały się naprawdę atletycznie. Miejscowy opiekun kempingu ostrzegł nas żebyśmy nie podchodzili za blisko bo mają młode i samce mogą być bardzo agresywne, a że są bardzo silne to mogą nawet zabić swoim kopnięciem.


Następnego dnia mieliśmy dotrzeć do celu tego etapu naszej podróży: Sydney.

You may also like