Australia – z Brisbane do Sydney – co zobaczyć na Wschodnim Wybrzeżu? – cz. 2

Szlakiem wodospadów: Wollomombi, Ebor, Dorrigo

Po opuszczeniu Goald Coast i krótkim plażowaniu postanowiliśmy odbić trochę w bok od głównej drogi, która wiedzie wzdłuż wybrzeża, i poszukać wodospadów. A jest ich w tym regionie kilkanaście więc mieliśmy w czym wybierać. Sama droga w głąb lądu też ma swój urok, bo krajobraz zmienia się na bardziej rustykalny i górzysty. Trzeba więc przyzwyczaić się do serpentyn i stromych podjazdów.

Zresztą temperatura w nocy, zwłaszcza poza latem, już w tej części Australii staje się, delikatnie mówiąc, dość chłodna. My pod koniec wodospadowego dnia spędziliśmy noc na dużym lokalnym boisku położonym jeszcze wśród pagórkowatego krajobrazu i pod wieczór, gdy temperatura zbliżała się do 3-4 stopni ratowało nas ognisko, ale w nocy chłód i wilgoć dały nam mocno w kość w cienkim namiocie.

Nasze obozowisko. Dopóki świeciło słońce temperatura była znośna.

Na szczęście w ciągu dnia temperatura wraz ze słońcem wracała do przyzwoitych 20 stopni, a im byliśmy bliżej wybrzeża tym było jeszcze cieplej. 

Wróćmy jednak do wodospadów:

Najbardziej imponującym pod względem wysokości okazał się wodospad Wollomombi. Co prawda starczyło nam czasu, żeby podziwiać go tylko z daleka, ale i tak swoim monumentalnym wyglądem przypominał najwyższy wodospad Australii: Wallaman Falls.

Wollomombi Falls
Marcin najwyraźniej już miał dosyć oglądania wodospadów.

Wodospady Ebor według mnie w tej okolicy są najbardziej urokliwe ze względu na kaskadowy charakter. W ich pobliżu można też chwilkę pospacerować i popodziwiać je z różnych perspektyw. Można też coś przekąsić na wyznaczonym do tego piknikowym terenie.

Kaskadowe Ebor Falls.
Okolice Ebor Falls

Dorrigo Waterfall
Ostatni wodospad jaki odwiedziliśmy tego dnia, miał zdecydowanie najbardziej rustykalny i mroczny klimat. Dlaczego mroczny? Bo jako jedyny znajdował się wśród gęstego lasu. A dlaczego rustykalny? Bo ścieżka, która do niego prowadzi zaczyna się w osadzie pełnej krów.

Zabytkowa jak na Australię osada Dorrigo.

Rustykalne okolice wodospadu Dorrigo.

Wśród rytmicznych krowich porykiwań doszliśmy do ukrytego między drzewami wodospadu, przy którym jakaś para zażywała romantycznych uniesień przy dźwiękach gitary. Nie, nie robili nic zdrożnego. On jej grał i śpiewał, a ona wpatrywała się w niego maślanymi oczami. Widocznie zakłóciliśmy im nastrój, bo na nasz widok szybko się podnieśli i sobie poszli.

Leśna ścieżka do wodospadu Dorrigo.
Romantyczna sceneria wodospadu Dorrigo. Po prawej chłopak z gitarą.

Wodospad Dorrigo, po tylu odwiedzonych przez nas wodospadach w Australii i innych częściach świata, wydał nam się dosyć nieciekawy, dlatego postanowiliśmy długo mu się nie przyglądać i jeszcze przed zmrokiem dotrzeć na upatrzone miejsce postojowe, co jak się okazało było słuszną decyzją, ze względu na opisaną wyżej niską temperaturę po zmroku.

Wodospad Dorrigo z góry.
Otoczenie wodospadu Dorrigo.

Nambucca Heads Beach


Następnego dnia zmarznięci wróciliśmy na wybrzeże, żeby spędzić trochę czasu na, jak dla mnie, najciekawszej i najładniejszej plaży wschodniego wybrzeża: Nambucca Heads Beach.

Bardzo ciekawe formacje skalne sprawiają, że jest to wyjątkowe miejsce. Można też przyjrzeć się z bliska różnym ciekawym formom życia np. wielkim pelikanom i małym krabikom.

Nambucca Heads

Po okrążeniu skał trafiliśmy do uroczego portu z kolorowym molem, dookoła, którego były rozlokowane ośrodki wczasowe i kempingi – zdecydowanie bardziej turystyczna część Nambucca.


Z punktu widokowego Captain Cook Lookout można podziwiać widok na zatokę i plaże w Nambucca Heads.


W drodze na kemping odwiedziliśmy jeszcze małą plażę, której nazwy sobie nie mogę przypomnieć, ale która zapadła mi głęboko w pamięci przez parkę zakochanych pelikanów. Marcin prawie naraził się na atak jednego z nich przez swoją ciekawską kamerkę.

You may also like