Co zobaczyć w Sydney? – Krótki przewodnik

1. Opera – Sydney Opera House

Opera w Sydney

Oczywiście najbardziej charakterystyczne i obowiązkowe miejsce w Sydney. Oprócz obejścia budynku z zewnątrz i wzięcia udziału w jakimś koncercie/ spektaklu, można również po południu wybrać się do jednej z restauracji / barów, które mieszczą się na parterze opery z widokiem na zatokę. Weźcie ze sobą koniecznie jakiś dokument, bo przed wejściem do strefy barowej stoją ochroniarze i proszą o pokazanie torebek i dowodu osobistego, inaczej nie wejdziecie. 

Restauracje i bary w dolnej części opery.

2. Park obok opery/ ogród botaniczny

Widok na operę z parku.

Miłe miejsce na odpoczynek wśród zieleni po męczącym dniu w mieście. Wstęp jest bezpłatny. Można również podziwiać operę i miasto z innej perspektywy.

Widok na Sydney z parku.

3. Sydney Harbour Bridge i Millers Point

Ci odważni, co nie mają lęku wysokości, mogą wybrać się na wspinaczkę na jeden z łuków mostu, żeby podziwiać z góry zatokę oraz widok na miasto i operę. 

Grupa śmiałków na górnym łuku mostSydney Harbour Bridge
Jeden z wycieczkowców odwiedzających Sydney.

Jak już znajdziecie się w okolicach mostu polecamy przespacerować się wzdłuż brzegu do bardzo urokliwego parku na Millers Point.

Sztuka uliczna w niedalekiej okolicy mostu.

Millers Point

4. Centrum i Chinatown

Wśród wielu punktów widokowych w mieście znajduje się też wieża telewizyjna, na szczycie której umiejscowiono obracającą się restaurację. 

Spośród budynków wyłania się charakterystyczna sylwetka wieży telewizyjnej.

W centrum znajdziemy największe galerie handlowe i zabytkowe budowle tj. np. Queen Victoria Building, wiktoriańską halę targową, lub liczne siedziby Sydney Living Museum, które zostały umieszczone w najciekawszych zabytkach miasta. Chinatown natomiast pełne jest banków i restauracji z azjatyckim jedzeniem. Zainteresowani sakralnymi zabytkami mogą również odwiedzić neogotycką archikatedrę Najświętszej Maryi Panny, która znajduje się nieopodal centralnie położonego i przyjemnie zielonego Hyde Park.

Jedna z siedzib Sydney Living Museum w dawnym budynku policji.
Martin Place jeden z centralnych placów miasta.
Chinatown
Deptak przy King St

Z portu Circular Quay, w niedalekiej okolicy Opery, odpływają promy na drugą stronę zatoki. Można tu również podziwiać ogromne wycieczkowce odwiedzające Sydney, a wieczorami okolica portu zamienia się w gwarną imprezownię.

Widok na przystań Circular Quay.
Wycieczkowiec wpływający do przystani Circular Quay

Jeden z zabytkowych budynków portowych w okolicach nabrzeża Circular Quay.
Kolejka do klubu w okolicy portu Circular Quay

4. Darling Harbour

Zatoka rozrywki, w której znajdziecie liczne kawiarnie zbudowane z okazji olimpiady w Sydney, centrum handlowe, muzeum morskie, koło widokowe i zwodzony zabytkowy most.

Darling Harbour
Darling Harbour
Darling Harbour

5. King Cross

Ponoć ulubiona dzielnica dealerów, prostytutek no i backpackerów ze względu na tanie hostele. Bez wątpienia jeżeli szukacie nocnych wrażeń to tu je znajdziecie. W ciągu dnia dzielnica wydaje się spokojna i swojska, idealna na kawę.

6. Woolloomooloo, Paddington, Double Bay

Bardzo przyjemne willowe dzielnice Sydney. Przy nadmiarze czasu warto się po nich powłóczyć w poszukiwaniu przyjaznych zakątków i licznych zatok lub wypić kawę w jednej z małych kafejek.

Przystań w Woolloomooloo
Urokliwy basen przy przystani.
Przystań w Double Bay
Przystań w Double Bay
Urokliwe kawiarenki w Paddington

7. Bondi Beach

Bez wątpienia najbardziej znana i pozerska plaża w mieście. Jeśli chcecie pokazać swoje umięśnione ciało na tle deski surfingowej to tylko tam 🙂 Można też wybrać się na spacer po okolicznych klifach lub odwiedzić jedną z drogich restauracji, które oferują szeroki wybór owoców morza. Dojazd z centrum miejskim autobusem.

Bondi Beach
Sztuka alternatywna na Bondi Beach

Surferzy na Bondi Beach

 

Continue Reading

Sydney – miasto słońca

W Sydney postanowiliśmy zostać trochę dłużej, żeby odpocząć po prawie dwóch miesiącach spędzonych głównie pod namiotem na łonie natury i żeby zaplanować dalszą podróż.

Darling Harbour

Miejskie życie w Sydeny bardzo przypadło nam do gustu. Codziennie łapczywie chłonęliśmy wartkie życie australijskiej metropolii, popijając w przytulnych zaułkach ciepłą kawę z papierowych kubków. Z ciekawością chodziliśmy bez celu w labiryncie ulic i parków, żeby odkryć te znane i te mniej znane części miasta. Gdy zapadał zmrok robiło się jeszcze ciekawiej – nocne światła wielkiego miasta, to zawsze fascynujący widok. Po całym dniu, zmęczeni usypialiśmy, słuchając gwaru ulicy… tak, bardzo nam było tam dobrze!

Co zobaczyć w Sydney? – przeczytaj wpis!

 

 

Continue Reading

Australia – z Brisbane do Sydney – co zobaczyć na Wschodnim Wybrzeżu? – cz. 3

Klify Creascent Heads i szpital dla koali po przejściach w Port Mcquarie

Na klify Creascent Heads trafiliśmy przez przypadek szukając miłego miejsca na obiad.
Znaleźliśmy pusty stolik, ale niestety bez widoku i z żarłocznymi ptakami, ale za to późniejszy spacer wynagrodził nam wszystkie niedogodności.

Szpital dla koali – tylko dla wytrwałych


Szpital można zwiedzić samemu lub w towarzystwie przewodnika/wolontariusza (ustalone godziny wycieczek). Gdy odwiedza się miśki na własną rękę, można również poznać ich trudne historie, które są wypisane na metalowych tabliczkach obok klatek. Weterani wracają do szpitala nawet po kilkadziesiąt razy. Zazwyczaj koale trafiają tam w wyniku pożarów łatwopalnych lasów eukaliptusowych, lub wypadków samochodowych – podobnie jak koty w Polsce chowają się w komorach silników więc trzeba być czujnym.

Jeden z pacjentów szpitala

W Port Maquarie można również zwiedzić zabytkowy dom pierwszych osadników. Za drobną darowiznę oprowadza bardzo miły Pan, który chętnie opowiada o historii regionu.

Latarnia Sugarloaf i przygoda na plaży

W budynkach latarni mieści się zdecydowanie najlepiej położony hotel w Australii. Niestety nie dane nam było tam mieszkać… natomiast mogliśmy znowu podziwiać migrację wielorybów i bezkresny błękit oceanu.

Później poszliśmy pobiegać po plaży i przekonałam się na własnej skórze jak ważne jest oglądanie seriali. Otóż przydała mi się pewna historia z Przyjaciół: pamiętacie jak Chandler i Joey poszli z Moniką na plażę i później nie chcieli się przyznać, co się tam wydarzyło? No właśnie, otóż musiałam zrobić to samo 🙂

Beztrosko biegłam po plaży na bosaka i nagle przeszył mnie potworny ból – jakby moja stopa płonęła od spodu. Na początku myślałam, że to może jakiś kolec, albo że nadepnęłam na coś ostrego, ale stopa była tylko lekko zaróżowiona. Od razu pomyślałam o groźnych paraliżujących jadem meduzach i trochę się przestraszyłam, że ból wcale nie minie i jeszcze mnie sparaliżuje… Żeby uniknąć wizyty w szpitalu bez namysłu postanowiłam wykorzystać sposób z Przyjaciół i… no właśnie poszłam nasikać na własną stopę. Tak to obrzydliwe, ale uwierzcie, że pomogło. Po kilku minutach ból przestał się nasilać i do końca dnia tylko trochę piekła mnie podeszwa stopy, ale już tak do wytrzymania. Także polecam gdybyście nie mieli przy sobie octu winnego (to ponoć drugi dobry sposób na łagodzenie oparzenia meduzim jadem).

Newcastle i Zoo

Jeżeli wciąż nie mieliście okazji zobaczyć czołowych przedstawicieli australijskiej fauny to wykorzystajcie okazję i odwiedźcie park dzikiej przyrody przy Carnley Avenue w New Castle.
Wejście jest bezpłatne.

Później można odpocząć na piaszczystej plaży w New Castle lub przejść się po zabytkowym centrum miasta.

Wieczorem na kempingu widzieliśmy największą odmianę kangurów, niektóre miały chyba po dwa metry wzrostu i prezentowały się naprawdę atletycznie. Miejscowy opiekun kempingu ostrzegł nas żebyśmy nie podchodzili za blisko bo mają młode i samce mogą być bardzo agresywne, a że są bardzo silne to mogą nawet zabić swoim kopnięciem.


Następnego dnia mieliśmy dotrzeć do celu tego etapu naszej podróży: Sydney.

Continue Reading

Australia – z Brisbane do Sydney – co zobaczyć na Wschodnim Wybrzeżu? – cz. 2

Szlakiem wodospadów: Wollomombi, Ebor, Dorrigo

Po opuszczeniu Goald Coast i krótkim plażowaniu postanowiliśmy odbić trochę w bok od głównej drogi, która wiedzie wzdłuż wybrzeża, i poszukać wodospadów. A jest ich w tym regionie kilkanaście więc mieliśmy w czym wybierać. Sama droga w głąb lądu też ma swój urok, bo krajobraz zmienia się na bardziej rustykalny i górzysty. Trzeba więc przyzwyczaić się do serpentyn i stromych podjazdów.

Zresztą temperatura w nocy, zwłaszcza poza latem, już w tej części Australii staje się, delikatnie mówiąc, dość chłodna. My pod koniec wodospadowego dnia spędziliśmy noc na dużym lokalnym boisku położonym jeszcze wśród pagórkowatego krajobrazu i pod wieczór, gdy temperatura zbliżała się do 3-4 stopni ratowało nas ognisko, ale w nocy chłód i wilgoć dały nam mocno w kość w cienkim namiocie.

Nasze obozowisko. Dopóki świeciło słońce temperatura była znośna.

Na szczęście w ciągu dnia temperatura wraz ze słońcem wracała do przyzwoitych 20 stopni, a im byliśmy bliżej wybrzeża tym było jeszcze cieplej. 

Wróćmy jednak do wodospadów:

Najbardziej imponującym pod względem wysokości okazał się wodospad Wollomombi. Co prawda starczyło nam czasu, żeby podziwiać go tylko z daleka, ale i tak swoim monumentalnym wyglądem przypominał najwyższy wodospad Australii: Wallaman Falls.

Wollomombi Falls
Marcin najwyraźniej już miał dosyć oglądania wodospadów.

Wodospady Ebor według mnie w tej okolicy są najbardziej urokliwe ze względu na kaskadowy charakter. W ich pobliżu można też chwilkę pospacerować i popodziwiać je z różnych perspektyw. Można też coś przekąsić na wyznaczonym do tego piknikowym terenie.

Kaskadowe Ebor Falls.
Okolice Ebor Falls

Dorrigo Waterfall
Ostatni wodospad jaki odwiedziliśmy tego dnia, miał zdecydowanie najbardziej rustykalny i mroczny klimat. Dlaczego mroczny? Bo jako jedyny znajdował się wśród gęstego lasu. A dlaczego rustykalny? Bo ścieżka, która do niego prowadzi zaczyna się w osadzie pełnej krów.

Zabytkowa jak na Australię osada Dorrigo.

Rustykalne okolice wodospadu Dorrigo.

Wśród rytmicznych krowich porykiwań doszliśmy do ukrytego między drzewami wodospadu, przy którym jakaś para zażywała romantycznych uniesień przy dźwiękach gitary. Nie, nie robili nic zdrożnego. On jej grał i śpiewał, a ona wpatrywała się w niego maślanymi oczami. Widocznie zakłóciliśmy im nastrój, bo na nasz widok szybko się podnieśli i sobie poszli.

Leśna ścieżka do wodospadu Dorrigo.
Romantyczna sceneria wodospadu Dorrigo. Po prawej chłopak z gitarą.

Wodospad Dorrigo, po tylu odwiedzonych przez nas wodospadach w Australii i innych częściach świata, wydał nam się dosyć nieciekawy, dlatego postanowiliśmy długo mu się nie przyglądać i jeszcze przed zmrokiem dotrzeć na upatrzone miejsce postojowe, co jak się okazało było słuszną decyzją, ze względu na opisaną wyżej niską temperaturę po zmroku.

Wodospad Dorrigo z góry.
Otoczenie wodospadu Dorrigo.

Nambucca Heads Beach


Następnego dnia zmarznięci wróciliśmy na wybrzeże, żeby spędzić trochę czasu na, jak dla mnie, najciekawszej i najładniejszej plaży wschodniego wybrzeża: Nambucca Heads Beach.

Bardzo ciekawe formacje skalne sprawiają, że jest to wyjątkowe miejsce. Można też przyjrzeć się z bliska różnym ciekawym formom życia np. wielkim pelikanom i małym krabikom.

Nambucca Heads

Po okrążeniu skał trafiliśmy do uroczego portu z kolorowym molem, dookoła, którego były rozlokowane ośrodki wczasowe i kempingi – zdecydowanie bardziej turystyczna część Nambucca.


Z punktu widokowego Captain Cook Lookout można podziwiać widok na zatokę i plaże w Nambucca Heads.


W drodze na kemping odwiedziliśmy jeszcze małą plażę, której nazwy sobie nie mogę przypomnieć, ale która zapadła mi głęboko w pamięci przez parkę zakochanych pelikanów. Marcin prawie naraził się na atak jednego z nich przez swoją ciekawską kamerkę.

Continue Reading

Australia – z Brisbane do Sydney – co zobaczyć na Wschodnim Wybrzeżu? – cz. 1

Wschodnie wybrzeże Australii to osławione złote surfer’skie plaże i popularne gwarne miasta: Gold Coast i Brisbane. Nam jednak na trasie z Brisbane do Sydney bardziej do gustu przypadły piękne parki narodowe i dzikie wybrzeże niż szklane miasta i zatłoczone sławne plaże.

Brisbane

Po dzikich pustkowiach Outbacku i słabo zaludnionych terenach północno-wchodniego wybrzeża, było to pierwsze duże miasto jakie odwiedziliśmy. Biznesowa i administracyjna stolica stanu Queensland. Niestety z powodu wielkości miasta nasz francuski towarzysz troszkę spanikował, bo ruch samochodowy okazał się większy i ciężko było znaleźć miejsce do parkowania. Kiedy już był zdecydowany oddalić się na dobre od centrum, jakoś udało nam się go uspokoić i szczęśliwie zaparkować (o zgrozo na płatnym parkingu!), więc mogliśmy spokojnie udać się na krótki spacer po brukowanych ulicach nowoczesnego centrum.

Centrum Brisbane

Serce miasta, dzielnica South Bank, położona jest wzdłuż rzeki Brisbane River, przy której umiejscowiły się najdroższe restauracje i kawiarenki.

Ciekawostka: Most na rzece Brisbane jest miniaturową kopią słynnego mostu z Sydney i tak jak w stolicy można się na niego wdrapać i podziwiać widok na miasto.

Jako że leniwy klimat miasta (jak dla nas nie przypominało ono wcale zatłoczonych ruchliwych metropolii, tylko raczej rozbudowaną nowoczesną senną wioskę), nas troszkę uśpił, to również postanowiliśmy zasiąść na kawę w jednej z licznych kawiarni w centrum. Bardzo przyjemy odpoczynek przy czarnej cieczy zakłócił okrzyk naszego kolegi, który z przerażeniem stwierdził, że zostało nam tylko 15 min parkingu i że musimy biec z powrotem. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wracać do samochodu. W ramach pocieszenia udaliśmy się jeszcze na najbardziej znany punkt widokowy w mieście Mt Cooth-tha, który ponoć należy odwiedzić w czasie zachodu słońca, oczywiście najlepiej z butelką jakiegoś dobrego trunku w ręku.

Brisbane, Mt Cooth-tha
Mt Cooth-tha

Gold Coast

Kolejnym dużym miastem na naszej trasie było kurortowe Gold Coast. Jak sami siebie szumnie nazwali: Surferski Raj.

Szeroka plaża przy centrum Gold Coast
Gold Coast

Tym razem szklane domy i wysokie apartamentowce wznoszą się tuż nad złotą plażą, dlatego wykorzystałam tę niepowtarzaną okazję na szybką orzeźwiającą kąpiel w falach. Pogoda raczej nie sprzyjała surferom.

Plaża w Gold Coast

Po krótkim plażowaniu i przechadzce po centrum posililiśmy się jeszcze w pobliskim McDonald’sie i ruszyliśmy do nieco oddalonego od centrum Burleigh Head National Park.

Spacer z widokiem na Gold Coast

Wiało niemiłosiernie dlatego zrezygnowaliśmy z dalszego plażowania i zmęczeni udaliśmy się w poszukiwaniu jakiegoś zacisznego miejsca na nocleg. Gold Coast mimo swoich widocznych plażowych walorów nie przypadło nam do gustu, zdecydowanie wolimy mniej nadęte, przytulne mieściny z niezatłoczoną plażą i niskim zabudowaniem.

Widok na Gold Coast z Burleigh beach

Byron Bay

Ta mieścina bardziej zasługuje na miano mekki surferów niż miasto Gold Coast, przynajmniej tych bardziej hipsterskich surferów… Jest to na pewno bardzo modne miejsce wśród młodych ludzi. Tutaj też pierwszy raz na plaży Broken Head mieliśmy przyjemność obserwować surferów w akcji.

Bardzo przyjemną wycieczką jest również spacer do Cape Byron Lighthouse. Zwłaszcza kawa z takim widokiem dobrze smakuje. Mieliśmy również okazję zobaczyć kolejne wielorybie igraszki w wodzie.

Cape Byron Lighthouse

Wielorybie igraszki

 

Continue Reading