Chiang Mai – turystyczna mekka Tajlandii

Graffiti przedstawia kobietę z górskiego ludu Karen

Możemy z pewnością stwierdzić, że ze wszystkich miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy w Tajlandii, w Chiang Mai najłatwiej spotkać innego turystę (nie byliśmy na wyspach południa więc nie mamy porównania, bo być może jedynie tam spotkalibyśmy się z większym zagęszczeniem turystów). Gdzie się nie spojrzysz tam chiński, japoński, europejski, australijski etc. turysta lub grupa wycieczkowa. Nie brakuje też Tajów, którzy zwiedzają swój kraj. Chiang Mai jest swego rodzaju „Zakopanem” północnej Tajlandii, bazą wypadową do dalszych wycieczek w góry i innych atrakcji.

Co wynika z tak dużego ruchu turystycznego?

Korzysta na tym przede wszystkim rynek usług: można tu kupić wycieczkę dosłownie wszędzie i we wszystkich opcjach (przejażdżka na słoniu, pod słoniem, za słoniem, obok słonia, zjazd na rowerze z góry, wjeżdżanie pod górę, skoki z wysokości, spływ w dmuchanym kole etc.) oczywiście jeżeli odpowiednio się za nią zapłaci.

Jakie są tego konsekwencje?

Podróżowanie na własną rękę jest tu niemile widziane. Zobrazuję to stwierdzenie na naszym przykładzie. Od samego początku wiedzieliśmy, że chcemy sami pojechać do Parku Narodowego Doi Inthanon i zdobyć najwyższy szczyt Tajlandii (no dobrze „zdobyć” to zbyt górnolotnie powiedziane: wjechać na najwyższy szczyt Tajlandii). Wynikało to z naszego okrojonego budżetu i niechęci do grupowych wycieczek zorganizowanych. Jako że nie ma zbyt wielu informacji jak dostać się samodzielnie do Doi Inthanon z Chiang Mai (zmowa milczenia panuje w całym mieście, a w internecie są jakieś szczątkowe informacje), zwiedzeni zachęcającym napisem „Tourist Information”, postanowiliśmy zaciągnąć języka u profesjonalnych doradców.

I co nas spotkało?

Pan po 2 min rozmowy obraził się, że nie chcemy od niego kupić jednodniowej wycieczki zorganizowanej, tylko próbujemy dowiedzieć się skąd odjeżdża miejski autobus w kierunku Parku… po czym odwrócił się na pięcie i sobie poszedł (to chyba właśnie jest ta sławna azjatycka duma).

Tak więc nie dajcie się nabrać: w Chaing Mai wszystkie tak zwane ‚Informacje Turystyczne’ to małe biura podróży, które sprzedają gotowe pakiety wycieczek. (Wskazówki jak dojechać do Doi Inthanon na własną rękę znajdziecie tutaj).

Co warto zobaczyć i czego doświadczyć w Chiang Mai?

  1. Odwiedzić wszystkie złote i drewniane Waty (świątynie buddyjskie), których w obrębie samego starego miasta otoczonego murem jest aż 36.
  2. Pojechać rowerem/ skuterem/ taksówką do Zoo i na górę Doi Suthep. My wybraliśmy się rowerem dlatego dotarliśmy tylko do wodospadu Huay Keaw.
    Wejście do wodospadu, które ozdabia prawdziwy kogut

    Mnisi zażywają kąmpieli w dolnej części wodospadu 
  3. Zjeść górskie smakołyki i nakupić prezentów z podróży na weekendowym nocnym targu ulicznym (W sobotę – zamykana jest ulica Wua Lai Road poza murami miasta, a w niedzielę główna ulica w obrębie murów – Ratchadamnoen Road).
    Pierożki z nadzieniem przyrządzane na parze (najlepsze te z wieprzowiną!)

    Sobotni targ uliczny (czynny od 16:00)
  4. Pójść na tajski masaż – my wybraliśmy się na świetny i niedrogi masaż do świątyni Wat Pan Whaen. Trochę bolało ale za to później człowiek jest rozciągnięty i bardzo zrelaksowany.
  5. Można też oczywiście kupić sobie wycieczkę lub wybrać się na trekking w okoliczne góry.
  6. Można też pójść na ulicę uciech lub do baru i pozwisać nogami nad przechodniami popijając Chang’a.

Chiang Mai pomimo turystycznej strony jest bardzo przyjemnym i urokliwym miastem, które nie tylko gwarantuje wszystkie możliwe rozrywki i zaspokaja wszelakie potrzeby, ale też oferuje możliwość odprężenia się Tajom, europejskim hipsterom, chińskim turystom (z góry przepraszam chińskich hipsterów) jaki i polskim podróżnikom 😉 (można się tu poczuć prawie jak w domu…).

ZOBACZ TEŻ FILM

You may also like