Ten post należałoby zacząć od słów piosenki Czerwonych Gitar „Płoną góry, płoną lasy…”, albo od utworu Ed’a Sheerana „I see fire”.
A dlaczego?
Okazuje się, że w marcu zaczyna się tradycyjne czyszczenie pól ryżowych, czyli ich wypalanie. Jest to również środek pory suchej więc ogień rozprzestrzenia się bardzo szybko i o pożar nie trudno.
W konsekwencji tych ludowych praktyk, nad górami i w dolinach unosi się potężny smog, który nie tylko utrudnia oddychanie, ale też uniemożliwia podziwianie pięknych górskich widoków… dlatego uważajcie: marzec i kwiecień to miesiące wypalania pól ryżowych. Mimo mniejszej ilości turystów możecie trafić na naprawdę ciężką do zniesienia i zadymioną atmosferę. Na północy sezon trwa od listopada do lutego – wtedy jest najwięcej turystów i ponoć najlepsza pogoda.
Ale do rzeczy 🙂
Pętlę Mae Hong Son najlepiej pokonać na motocyklu lub rowerze (wersja dla bardzo wytrwałych).
Trasa zaczyna się i kończy w mieście Chiang Mai i w sumie ma 610 km.
Jeżeli chcecie ją w całości przejechać na skuterze/ motorze to powinniście być przygotowani na strome i kręte drogi (raczej dla wprawionych motocyklistów).
My postanowiliśmy pokonać pętlę autobusami i lokalnymi środkami transportu. W każdym miasteczku, w którym się zatrzymywaliśmy wypożyczaliśmy skuter, żeby zwiedzać okolicę.
Etapy naszej podróży:
1. Chiang Mai – Chom Thong i Park Narodowy Doi Inthanon
(60 km, około 1,5 h jazdy miejskim autobusem).
Więcej informacji:
Jak dojechać z Chiang Mai do Parku Narodowego Doi Inthanon, żeby zdobyć najwyższy szczyt Tajlandii?
Chiang Mai – turystyczna mekka Tajlandii
2. Chom Thong – Mae Sariang (110 km)
Jak dojechać:
Najlepiej pojechać do miasteczka Hot (30 km od Chom Thong, spod świątyni kursują tam żółte lokalne samochodo-busy). Z Hot odjeżdżają w kierunku Mae Sariang małe klimatyzowane busy (koszt przejazdu: 200 THB od osoby, czas przejazdu 2 h).
Mae Sariang:
Małe miasteczko położone niedaleko granicy z Myamar (Birmą). Pełni funkcję tranzytowo-handlową.
Samo oferuje niewiele atrakcji: można zatrzymać się w jednym z drewnianych hosteli nad rzeką i posiedzieć w hamaku sącząc jakiś trunek… jednak w porze suchej rzeka znacznie wysycha i trudno ją dojrzeć z hamaka…
W okolicy można odwiedzić górskie plemiona, wodospad i ciepłe źródła. My wybraliśmy się do ciepłych źródeł i przy okazji odwiedziliśmy górskie wsie. Spotkaliśmy również sympatycznych skautów i krowy.
Wodospadu pomimo szczerych chęci niestety nie znaleźliśmy. Chyba wysechł. Górskich plemion też nie szukaliśmy.
Z ciekawszych zjawisk: żyją tu kobiety o długich szyjach z plemienia Karen. Jednak traktowanie ludzi, jak zwierzęta w Zoo, nie wydaje mi się najlepszą formą wspierania tej społeczności, zwłaszcza, że kwestia kobiet o długich szyjach jest dosyć polemiczna – ponoć są to w większości uciekinierki z pobliskiej Birmy, które żeby dostać pozwolenie przebywania na terenie Tajlandii decydują się na taką formę ozdoby/okaleczenia i tym samym stają się atrakcją turystyczną.
Kwestia emigrantów z pobliskich krajów też nie wygląda za różowo: ponoć istnieją obozy dla uciekinierów poukrywane w lasach, których mieszkańcy mają ograniczone prawo poruszania się po Tajlandii – co jakiś czas na drodze znajdują się tak zwane check point’y przy których policjanci sprawdzają dowody osobiste. Biali turyści traktowani są ulgowo (kiedy jechaliśmy miejscowym żółtym samochodem wszyscy zostali wylegitymowani oprócz nas – tak działa biała skóra i mniej skośne oczy).
Z innych ciekawostek: wieczorem w miasteczku co jakiś czas wyłączany był prąd (podejrzewam, że z powodu pożarów okolicznych lasów) i dzięki temu można było podziwiać pięknie rozgwieżdżone niebo (już dawno takiego nie widziałam), miejscowi też się zbytnio nie przejmowali i wyglądali na przygotowanych na taką okoliczność (od razu wyciągali przenośne halogeny / świeczki i życie toczyło się dalej).
3. Mae Sariang – Mae Hong Son
(163 km, około 3,5 h jazdy klimatyzowanym busem, koszt 200 THB)
Niestety z powodu ogromnego zadymienia postanowiliśmy nie zostawać na dłużej w Mae Hong Son, chociaż okolica i samo miasto wydawały się bardzo urokliwe…
4. Mae Hong Son – Pai
(107 km, około 3 h jazdy lokalnym żółtym samochodo-busem, koszt 120 THB)
Droga pomiędzy Mae Hong Son a Pai to najbardziej wymagający, ale też najładniejszy odcinek pętli. Zakręty wiją się jak jelita w brzuchu: raz wznoszą się stromo do góry, żeby zaraz potem opaść gwałtownie w dół. Jak ktoś ma chorobę lokomocyjną to lepiej nałykać się proszków przed podróżą (w trakcie naszej przejażdżki zemdliło nawet lokalne dziecko więc naprawdę jest to kręta droga).
Pai to miasteczko bardzo turystyczne. Większość turystów przyjeżdża tutaj na jedno lub parodniowe wycieczki z Chiang Mai. Kiedyś było to zagłębie przemytników narkotyków i szukających tanich narkotyków hipisów. Dzisiaj jest tu bardziej sielankowo i turystycznie. Atmosfera bardziej przypomina nasze bałtyckie kurorty lub mazurskie klimaty niż imprezowe zagłębie (przynajmniej w marcu, czyli poza sezonem).
Mimo natłoku przyjezdnych można naprawdę odpocząć i poczuć się prawie jak na działce pod Warszawą (gdyby nie te otaczające wioskę góry).
Okolica oferuje liczne atrakcje. Najlepiej wypożyczyć skuter lub wybrać się na zorganizowaną wycieczkę.
My odwiedziliśmy wyschnięty wodospad, przy którym był pożar, kanion i oddaloną o 47 km jaskinię Lod (myślę, że w porze suchej to największa atrakcja).
Oczywiście atrakcją samą w sobie jest jazda skuterem po okolicy, a zwłaszcza przejazd do jaskini Lod (dobrze, że wzięliśmy mocniejszy skuter, który jakoś sobie poradził z naszym ciężarem i 360º zakrętami).
ZOBACZ TEŻ FILM