Melaka dzięki swojej kolonialnej przeszłości i portugalskim pozostałościom architektonicznym stała się turystycznym celem jednodniowych wycieczek. Może nie jest to miasto tak ciekawe jak Georgetown, ale z dala od turystycznych szlaków oferuje doskonałe miejsca na relaks przy kawie, czyli w portugalskim stylu.
Mimo wielu przyjezdnych odnosi się wrażenie, że miasto funkcjonuje swoim życiem, zupełnie jakby przymykało jedno oko na krótkoterminowych gości. Największym paradoksem wydaje się być główna ulica, która przebiega centralnie przez środek zabytkowego placu miejskiego, który stanowi główną atrakcję miasta. Aż dziwne, że przy takim napływie turystów nie wyłączono tego miejsca z ruchu.
Aby uciec od tłumów i ścisku warto wybrać się na wzgórze, na którym stał kiedyś kościół św. Pawła i z którego rozpościera się widok na miasto.
W ramach rozrywki można też przejechać się wokół wzgórza kiczowatą rykszą, ustrojoną w motywy np. Hello Kitty lub Pokemon… Przejażdżkom zazwyczaj towarzyszy równie wysublimowana muzyka. Samo już patrzenie dostarcza niezapomnianych wrażeń artystycznych.
Inne atrakcje miasta to replika portugalskiej łodzi, krzesełkowy podnośnik, z którego widać panoramę miasta, rejs promem po kanałach, bary na Jonker Walk (jak dla nas trochę przereklamowane, bo w centrum turystycznym nie mogliśmy znaleźć ani jednego miejsca z dobrym jedzeniem, dobrze że był Ramadan i w innych częściach miasta funkcjonowały targi ramadanowe…).
Zdecydowanie najprzyjemniejszym fragmentem miasta są stare zabudowania przy kanale, w których mieszczą się puby i kawiarenki.
Dla spragnionych galerii handlowych jest nowa część miasta: zaczyna się tuż za wzgórzem.
Dworzec autobusowy oddalony jest od centrum o kilka kilometrów. Najlepiej wsiąść w taksówkę (podróż nie powinna kosztować więcej niż 20 RM).
Na nocleg polecamy bardzo czysty i przytulny Hotel Hong (ma bardzo fajny taras na dachu i darmowy transfer na dworzec autobusowy).
Po centrum miasta najlepiej poruszać się na piechotę lub na rowerze.
Portem, z którego na wyspę regularnie pływają promy, jest małe miasto Mersing. Połączeń autobusowych do Mersing najlepiej szukać online na stronach: www.easybook.com/en-my lub www.busonlineticket.com
Prom
Godziny rejsów są zmienne i zależą od miesiąca i dnia. Najlepiej zaplanować sobie jedną lub dwie noce w Mersing i jeden dzień wcześniej zapytać o dokładny grafik promów w porcie. Mersing jest dosyć przyjemnym małym miasteczkiem, w którym znajdziecie wiele tanich sklepów z ubraniami i obuwiem, oczywiście z kategorii tych „najbardziej markowych”.
Na czerwiec grafik promowy wyglądał tak:
Bilet w obydwie strony kosztuje 75 RM. Jeżeli nie wiecie kiedy chcecie wracać, poprosicie o bilet powrotny „open”, czyli pusty szablon bez wpisanych dat. Przy zakupie koniecznie powiedzcie, na którą plażę chcecie płynąć i zapytajcie czy prom na pewno będzie miał tam przystanek.
Podróż promem trwa 2 godziny. Na przystań należy przyjść przynajmniej 1 godzinę wcześniej, bo cały system odprawy jest dosyć skomplikowany i obejmuje wizytę przy wielu okienkach. W jednym trzeba okazać paszport i bilet, w drugim kupić bilet do rezerwatu przyrody jakim jest wyspa, w trzecim odebrać bilet właściwy na prom i na koniec ustawić się w odpowiedniej kolejce., bo czasami odpływają dwa promy zamiast jednego…
Plaża ABC
Na wyspie, jako miejsce docelowe naszego pobytu, wybraliśmy popularną plażę backpacker’ską Air Batang w skrócie znaną jako ABC. Jak się później okazało był to bardzo dobry wybór. Co prawda przy samym pomoście i w miejscu, gdzie wynajęliśmy chatkę (Restu Chalet) nie było jakiejś zachwycającej plaży, ale turkusowa woda i kawałki rafy porozrzucane tuż przy brzegu rekompensowały brak białego piasku (ze względu na twarde elementy rafy i jeżowce dobrze jest mieć odpowiednie buty do kąpieli w morzu, my takich nie mieliśmy i nieco bolały nas stopy przy wchodzeniu do wody).
Dla spragnionych mocniejszych wrażeń organizowane są wycieczki na Koralową Wyspę, koszt 80 RM od osoby, przy której rzeczywiście jest imponująca rafa (nie mieliśmy szczęścia wybrać się na tę wycieczkę, bo przegapiliśmy jeden termin – grupa musi liczyć przynajmniej 4 osoby – a później albo nie było chętnych, albo pogoda nie sprzyjała nurkowaniu z rurką – za duże fale, ale widzieliśmy zdjęcia ludzi, którzy tam popłynęli i twierdzili, że było warto).
Dla śmiałków organizowane są też kursy prawdziwego nurkowania z butlą. Żeby otrzymać certyfikat trzeba pobyć na wyspie przynajmniej tydzień i aktywnie uczestniczyć w kursie.
Nocleg
Jak to na wyspie bywa, mamy do wyboru całą gamę chatek: od tych najprostszych z bambusa do klimatyzowanych murowanych domków. My wynajęliśmy zdumiewająco czysty drewniany domek z wiatrakiem. Momentami było dusznawo, ale o dziwo nie odwiedzały nas żadne zwierzęta. Ceny domków zaczynają się od 60 RM (za te najprostsze), 100 RM za te przyzwoite i powyżej 100 za te z klimatyzacją.
Jedzenie
System żywieniowy na wyspie jest dosyć skomplikowany i nie do końca mogliśmy go pojąć. Otóż: nigdy nie wiadomo, który bar / restauracja będzie otwarty/a. Kończyło się to na tym, że zdesperowani turyści biegali w tę i z powrotem w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Ci bardziej uczynni i najedzeni udzielali tym wygłodniałym informacji, gdzie właśnie się najedli… największy problem był ze śniadaniami, dlatego dobrze jest kupić w sklepie „zawczasu” jakąś mała przekąskę na rano – można oszczędzić sobie w ten sposób porannego biegania.
Rowery
Na plaży ABC można wypożyczyć rowery i wybrać się nową betonową ścieżką do centralnego portu i wioski Tekek (w której znajdują się sklepy bezcłowe = tani alkohol, bankomat i lotnisko).
Po drodze mija się jedno ze stanowisk snorkeling’owych, na które w ciągu dnia zwożeni są turyści w kamizelkach ratunkowych. Coś niecoś widać.
Wyspa jest duża i żeby dostać się np. na plażę Juara należałoby wypożyczyć skuter lub pojechać taksówką (uwaga na plażę ABC nie dojedziecie skuterem, w pewnym momencie jest zapora i trzeba zostawić skuter i pójść resztę drogi na piechotę lub przesiąść się na rower).
Uwaga: Na wyspie gryzą zjadliwe meszki. Takiego ugryzienia niestety nie czuć, a później robi sie wielki czerwony bąbel, który przekształca się w ropiejącą ranę (ja już walczę z moimi ranami po ugryzieniach 2 tydzień – nic przyjemnego), dlatego będąc na plaży warto smarować się czymś śmierdzącym przeciw owadom.
Zdecydowanie mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze wrócić na Tioman, bo podobał nam się wyluzowany klimat plaży ABC i korowe rybki / rafy tuż przy brzegu.
Miasto Georgetown leży na wyspie i z tego powodu istnieją dwa sposoby, żeby się do niego dostać:
1. Można dojechać bezpośrednim połączeniem do stacji autobusowej Sungai Nibong np. z Kuala Lumpur, wtedy ma się okazję podziwiać widoki z najdłuższego mostu w Malezji. Ze stacji Sungai Nibong do centrum dojeżdżają autobusy miejskie np. 401 do centrum.
2. Można dojechać do miasta Butterworth i przeprawić się promem. Nie próbowaliśmy tej opcji. Jest to też droga dla tych, którzy podróżują pociągiem.
Transport miejski
Georgetown jest dosyć rozległym miastem, ale po ścisłym centrum zdecydowanie najlepiej poruszać się na piechotę. Sieć miejskich autobusów jest bardzo dobrze rozbudowana i tania. Niestety w godzinach szczytu trzeba przygotować się na korki. Na google maps można odszukać trasy i przystanki miejskich autobusów.
Nocleg
My spaliśmy w hotelu Paramount, który zachwyca swoim klimatem i położeniem nad samym brzegiem oceanu, ale jest nieco oddalony od zabytkowego centrum (jakieś 15 min na piechotę). My jednak chwaliliśmy sobie jego atmosferę i duży, nieśmierdzący stęchlizną, pokój.
Uwaga
W malezyjskich miastach należy szczególnie patrzeć pod nogi, bo można bardzo łatwo wpaść w wielką dziurę / kanał ściekowy.
Miasto Georgetown należy do malezyjskiego stanu Penang i leży na wyspie, która oferuje bogaty wachlarz atrakcyjnych form spędzania czasu.
Do większości atrakcji dojeżdżają autobusy miejskie (najbardziej rozpoznawalny przystanek to centrum handlowe i budynek KOMTAR).
Penang Hill
Można na przykład wybrać się na wycieczkę na okoliczne wzgórza, na które wjeżdża się kolejką. Ja bardzo stanowczo i świadomie zbojkotowałam tę przyjemność, bo zdenerwowało mnie fakt, że jako obcokrajowiec muszę zapłacić za wjazd 4 razy tyle co Malezyjczycy. Jawna dyskryminacja (nie, nie przekonują mnie argumenty, że oni tu płacą podatki. Ja tu też wydaję pieniądze i wspieram ich gospodarkę, a poza tym za wjazd np. na Kasprowy zapłacimy tyle samo…). Taki system niestety jest bardzo popularny w Malezji.
Świątynia Kek Lok Si
Zamiast widoków z góry Penang Hill cieszyliśmy się widokiem z pobliskiej świątyni Kek Lok Si. Z centrum do świątyni dojeżdżają autobusy 201, 203 lub 204, jest też linia przyspieszona 502 (google maps wskaże wam drogę i aktualne numery autobusów).
Świątynia KEK jest zdecydowanie warta odwiedzenia ze względu na swój kolorowy i kiczowaty charakter. Jest to też jedna z większych chińskich świątyń jakie można odwiedzić w Penang.
Za wstęp do świątyni nie są pobierane opłaty. Płacimy tylko, żeby wejść na wieżę (jakieś 3 RM od os) i żeby wjechać kolejką na sam szczyt (jakieś 5 RM od os).
Park Narodowy i Małpia plaża (Monkey Beach)
Jeśli zapragniecie pobyć z dziką przyrodą w dżungli, to polecam wybrać się na wycieczkę do Małpiej Plaży. Z centrum Georgetown do parku Taman Negara Pulau Pinang dojedziecie autobusem 101 (wysiada się na ostatnim przystanku, tuż przed wejściem do parku). Na początku trzeba podejść do budki strażniczej i zarejestrować swoje wejście do parku (wstęp darmowy). Na pewno po wyjściu z autobusu zaczepią was tzw. łódkowi, którzy będą chcieli, żebyście zarezerwowali sobie transport powrotny. Mam wrażenie, że nie jest to konieczne, bo na Małpiej Plaży też są obrotni naganiacze. My bez problemu znaleźliśmy transport powrotny. Opłata za łódkę to 50 RM dlatego dobrze znaleźć sobie na plaży innych chętnych na powrót, wtedy koszty się zmniejszają.
Są też oczywiście inne szlaki, nie tylko ten na małpią plażę, jednak w trakcie naszego pobytu niektóre ciekawe atrakcje były zamknięte (np. linowy most zwodzony).
Na wycieczkę w dżunglę bezwzględnie należy zabrać ze sobą zapas wody i przygotować się na 3-krotnie większy wysiłek niż ten związany np. ze zwykłym chodzeniem po polskim lesie. Przejście tych 3 km w 36 stopniowym dusznym upale jest mniej więcej takim doświadczeniem jakbyście w saunie parowej wchodzili po schodach. Człowiek po 3 km naprawdę ma już szczerze dosyć.
Sama ścieżka na początku wydaje się niewymagająca, ale im dalej tym ciężej. Po drodze można też przyglądać się życiu waranów, ciekawskich małp czy pracowitych mrówek. Są też bardzo strachliwe zwierzątka, które przypominają wiewiórko-chomiki, ale na widok człowieka szybko się chowają.
Na samej plaży można zaznać chwili relaksu z zimnym kokosem w ręku. Można też przyglądać się małpom, chociaż nie były one tak natarczywe i widoczne jak np. w tajskim mieście Lop Buri.
Plaża jest ładna, ale stan wody nie zachwyca (nie znajdziecie tu oszałamiającej krystalicznie czystej turkusowej wody, jest raczej mętna). Słowem: jest to męcząca, ale bardzo przyjemna wycieczka.
Kuala Lumpur zaskoczyło nas nowoczesnością i zorganizowanym transportem. Poczuliśmy się dziwnie i jakoś wyobcowani, bo nikt po wyjściu z lotniska nas nie nagabywał na taksówkę lub tuk tuka tylko spokojnie przeszliśmy na peron szybkiej kolejki KLIA2, która w 20 min zawiozła nas do centrum miasta, na stację KL Sentral – koszt przejazdu to 55 MYR (jeżeli wiecie, że w ciągu miesiąca będziecie potrzebowali biletu powrotnego na lotnisko to warto go kupić od razu, wtedy będzie kosztował tylko 10 MYR). Z KL Sentral wsiedliśmy w metro, żeby przejechać 1 stację do przystanku „Pasar Seni”, czyli do dzielnicy Chińskiej. WChinatown znowu poczuliśmy się trochę jak w starej dobrej Azji, z którą mieliśmy do czynienia przez ostatnie 3 miesiące: wąskie uliczki, bazar, stragany z jedzeniem, zaczepiający sprzedawcy i umiarkowany nieporządek.
Polecamy nocleg w Chinatown, bo jest tanio i wszędzie blisko (dla tych, co nie lubią bazarów, ludzi na ulicy o każdej porze dnia i zapachów jedzenia z ulicy, zdecydowanie odradzamy tę lokalizację).
Dzięki dobrej lokalizacji mogliśmy bez problemu zwiedzać miasto.
Zwykle wsiadaliśmy w metro: są różne rodzaje kolejek (naziemne, podziemne i podniebne) koszt przejazdów zależy od długości trasy, średnio od 1,6 RM do 2, 70 RM. Mimo potwornego zaduchu dużo też chodziliśmy na własnych nogach. Są też darmowe autobusy, które krążą po centrum miasta po ustalonych trasach (GOKL – link do strony z mapami tras darmowych autobusów), dodatkowym ich atutem jest darmowy internet. Jednak czasami z powodu korków woleliśmy się przejść lub upchać w ciasnym wagoniku metra, które jednak nie stoi w korku.
Poniżej nasze subiektywne zestawienie 10 rzeczy, które nie pozwolą Ci się nudzić w stolicy Malezji:
1. Zamieszkaj w Chinatown: ciesz się zakupami i dobrym jedzeniem
Wcale nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że sprzedawane tu rzeczy są gorszej jakości niż te 10 x droższe z ekskluzywnych galerii handlowych. Jak się poszpera to można znaleźć bardzo przyzwoite buty i ubrania. Nawet jeżeli odbiegają trochę od pierwowzoru, to ja naprawdę nie umiem znaleźć powodu, żeby za podobna koszulkę, którą na bazarze mogę kupić za 10 zł, w galerii płacić 80 zł… już wolę mieć 8 nieoryginalnych koszulek i co chwilę zakładać nową. Na tzw. „central markecie” często wywieszane są ceny z czym raczej nie spotkamy się na targowisku chińskim, gdzie trzeba się targować i dlatego wcześniej dobrze jest się zorientować ile mniej więcej co kosztuje.
Uwaga: buty dostępne na bazarze są tylko do rozmiaru 45, co odpowiada europejskiemu rozmiarowi 42 (ja normalnie noszę 41, a tutaj kupuję 44). [Edit: w trakcie 3 tygodni, które spędziliśmy w KL w ramach „odpoczynku od podróży”, znaleźliśmy jeszcze lepszy bazar: Flea Market Masjid India przy ul. Jalan Masjid India – mniej turystów i bardziej przystępne ceny].
2. Wieczorem wybierz się metrem pod dwie wieże – Petronas Tower
Wysiada się na stacji KLCC. Tuż przed budynkiem jest mały park, w którym zapewne spotkacie się z innymi turystami pozującymi do zdjęć. W ciągu dnia warto się przejść do większego parku, który znajduje się po drugiej stronie wież. Jest tam plac zabaw dla dzieci, mały basen i duży budynek akwarium miejskiego (ponoć można się w nim przejść szklanym tunelem i oglądać rybki).
3. Odwiedź sympatyczne papugi i inne tropikalne ptaki w Ptasim Parku pod gołym niebem
Mimo że wejście do Ptasiego Parku kosztuje 65 MYR za osobę dorosłą, to warto go odwiedzić, bo w środku będziemy dosłownie otoczeni przez tropikalne ptaki, które mogą sobie swobodnie latać po jego terenie. Do Awiarium z Chinatown można dojść na piechotę. W tym celu trzeba pójść na stację metra Pasar Seni i przejść kładkami do Głównego Meczetu, następnie wybrać którąś z ulic wiodących pod górę (my poszliśmy ulicą obok muzeum policji i planetarium – wydaje mi się, że była to droga trochę naokoło, ale za to bardzo przyjemna).
Tuż obok Awiarium znajdują się również inne atrakcje: planetarium, park jeleni, park kwiatowy, farma motyli, muzeum policji… jest w czym wybierać.
4. Pospaceruj po centrum i odkryj nowoczesne galerie handlowe
W malezyjskich galeriach handlowych, podobnie jak w Europie, znajdziemy sklepy większości znanych marek, fastfoody, restauracje, kina… etc. My wybraliśmy się do kina na najnowszą część „Piratów z Karaibów”, co ciekawe film był w oryginalnej wersji z napisami po malezyjsku i chińsku. Bilet kosztował 15 MYR (koszt biletu zależy tu nie tylko od dnia tygodnia, ale też od filmu).
5. Znajdź i wejdź do świątyni chińskiej, hinduskiej lub do meczetu
Społeczeństwo w Malezji nie jest jednorodne: 60% to muzułmanie, 40% to inne grupy religijno-etniczne, głównie Chińczycy i Hindusi.
6. Spróbuj lokalnych przysmaków
Jest w czym wybierać, bo w Malezji dostępne są dania kuchni hinduskiej, arabskiej i chińskiej. My akurat trafiliśmy na czas Ramadanu (zazwyczaj wypada w czerwcu), dlatego mamy też okazję doświadczyć i spróbować dań sprzedawanych podczas wieczornych targów ramadanowych, gdzie za niewielkie pieniądze można się obkupić w różnego rodzaju przysmaki. Jedyna niedogodność to taka, że nie można zjeść ich na miejscu. Potrawy pakowane są na wynos, żeby można je było spożyć po zmroku w domu. Najbardziej jednak przypadła nam do gustu kuchnia indyjska, która według mojej opinii jest tu 1000 razy lepsza niż w Polsce (jak dla mnie w Polsce hinduskie jedzenie jest drogie i „papowate” bez ciekawych i różnorodnych smaków).
7. Przez chwilę zastanów się po co Malezyjczykom trawiaste boisko przy centralnym placu Merdeka.
No właśnie po co? Wieść gminna niesie, że było to kiedyś boisko do krykieta… Dla Malezyjczyków plac Merdeka jest bardzo ważnym miejscem z innego powodu: w 1963 r. ogłoszono na nim niepodległość Federacji Malajów od Wielkiej Brytanii. Z tej okazji zawisła nad miastem największa w całym kraju malezyjska flaga. Warto też odwiedzić otaczające plac budynki, w których mieści się m.in. muzeum tekstyliów, muzeum muzyki, biblioteka, 108-letni teatr…
8. Odwiedź sklep z muzułmańskimi lub hinduskimi ubraniami i przymierz jakiś ciekawy strój.
Osobiście próbowałam wcisnąć się w jedną z takich sukni, ale z powodu wzrostu i nazbyt wystającego biustu nic na mnie nie pasowało. Musiałabym uszyć sobie taki strój na miarę.
9. Wjedź na któryś z tarasów widokowych (Petronas Tower lub Wieżę telewizyjną).
Jeżeli jednak nie zdecydujecie się na oglądanie miasta z góry, polecamy w zamian wycieczkę do Ekoparku, który znajduje się zaraz obok Wieży Telewizyjnej. Bardzo przyjemnie można sobie pospacerować np. po zwodzonych mostach i to zupełnie za darmo.
10. Wybierz się na wycieczkę do jaskiń Batu.
W tym miejscu nie mogę jeszcze opisać naszych wrażeń, bo tę wycieczkę zostawiliśmy sobie na kolejną wizytę w Kuala Lumpur 🙂 .