Georgetown – miasto kolorowych murali i świątyń

Wielokulturowość to słowo klucz do poznania Malezji. W Georgetown widać ją jak na dłoni. To miasto, założone przez Brytyjczyków w XVIII wieku jako ważny port kolonialny, stało się domem dla rożnych grup etnicznych i religii.

Jedną z popularnych form zwiedzania Georgetown jest szukanie chińskich, muzułmańskich i hinduskich świątyń porozrzucanych po mieście. Wystarczy przespacerować się po zabytkowym centrum, żeby znaleźć miejsca kultu wszystkich tych trzech religii. (Jeśli chodzi o chrześcijan, to w Malezji najbardziej widoczni są Baptyści i ich kościoły). 

Kolorowa świątynia hinduska
Meczet
Świątynia chińska

Odkryliśmy też „mroczny” cmentarz luterański (przespacerujcie się pod wieczór, a poczujecie się jak w filmach grozy). 

Główna aleja cmentarza luterańskiego w Georgetown

Innym sposobem na eksplorację Georgetown są murale, których w mieście jest naprawdę dużo i trzeba przyznać, że niektóre są bardzo pomysłowe. Znajdowanie ich i robienie sobie zdjęć to z pewnością świetna zabawa.

Jeden z bardziej znanych murali w Penang (widnieje na większości koszulek kupowanych przez turystów)

Drugi z murali-symboli Penang
Większość murali zachęca do interakcji…

Są też mniej udane murale…
i seria murali ze scenkami z życia ulicy.

Trzecim motywem przewodnim zwiedzania Georgetown może stać się jedzenie. Podobno jest to kulinarna mekka całej Malezji. My jakoś nie wpadliśmy w zachwyt kulinarny, ale trzeba przyznać, że niektóre typowe przysmaki były dobre, np. mi bardzo przypadła do gustu kwaśna zupa Laksa. Marcin jak zwykle pozostał przy kuchni hinduskiej, która w Malezji wyjątkowo nam smakuje.

Kwaśna zupa „Laksa” smakuje prawie jak nasz kapuśniak tylko z dodatkiem chili 🙂

Można też rozkoszować się słynnymi azjatyckimi deserami, po które w niektórych częściach miasta ustawiały się kolejki, ale jak dla nas te słodkie „ryżowe gluty” nie są zbytnio atrakcyjnym przysmakiem, oczywiście kwestia gustu 🙂 . 

Trafiliśmy akurat na czas Ramadanu i dlatego mieliśmy okazję kupować jedzenie na licznych targach ramadanowych.

Można też szukać śladów kolonialnej przeszłości Georgetown. Typowo kolonialna część miasta przypominała nam znajome klasycystyczne kamienice z Krakowskiego Przedmieścia. Brytyjski duch kolonializmu zdecydowanie przetrwał w architekturze i we wnętrzach budynków. 

Mieszkaliśmy w bardzo stylowym hotelu, który kiedyś należał do właścicieli kompanii tytoniowej. Zachwycał nas przede wszystkim ogólnodostępny salon z widokiem na ocean.

Salon w Paramount Hotel, niestety przez zbyt duży kontrast na zdjęciu oceanu nie widać, ale w rzeczywistości jest widoczny 🙂

Po zabytkowym centrum miasta można poruszać się pięknie ustrojoną rykszą lub na piechotę, bo odległości nie są duże.

Więcej zdjęć z Georgetown i okolic w Galerii.

O okolicznych atrakcjach m.in. o małpiej plaży i świątyni KEK piszę w tym poście.

Georgetown (Penang) – informacje praktyczne

 

You may also like