Prawie pod koniec naszej pierwszej wyprawy samochodowej z Francuskim kolegą, zdążyliśmy jeszcze odwiedzić jedną ze sławnych plaż wschodniego wybrzeża: Mission Beach, i najwyższy wodospad Australii: Wallaman Falls.
Szeroka, jeszcze tropikalna plaża, rozciąga się pomiędzy Cairns a Townsville. Rzeczywiście jest ładna, jednak kąpiele w oceanie nie są tu wskazane, zwłaszcza w pewnych okresach czasu (zazwyczaj gdy robi się cieplej), z powodu małych, ale bardzo zjadliwych meduz, których jad powoduje porażenie układu nerwowego, a w konsekwencji paraliż i nawet czasami śmierć. Dla śmiałków i amatorów kąpieli przy każdym wejściu na plaże umieszczony jest zestaw ratunkowy, który zazwyczaj zawiera jakiegoś rodzaju ocet: ponoć szybkie polanie ukąszenia octem częściowo redukuje nieprzyjemne skutki trucizny.
Na szczęście, jak dla nas było za zimno na kąpiele, więc nie podjęliśmy ryzyka wchodzenia do wody i zadowoliliśmy się tylko ładnymi widokami.
Wzdłuż plaży znajdują się liczne kurortowe domy dla lepiej sytuowanych Australijczyków. Samo miasteczko Mission Beach zresztą też należy do tych lepszych kurortów.
Plażę Mission Beach odwiedziliśmy jeszcze raz w trakcie naszego pobytu na pierwszej farmie. Nasz właściciel farmy miał w pobliskim domu kultury wystawę swoich prac, ale o tym już w następnym wpisie…
Wtedy też próbowaliśmy w pobliskim parku zobaczyć jedynego w swoim rodzaju ptaka, którego można spotkać na wolności tylko w tym regionie: Casuarius. Na nasze szczęście nie udało nam się to, później dowiedzieliśmy się, że te ogromne ptaki są bardzo agresywne i nie boją się nawet samochodów, które ponoć w nocy nawet atakują, tym bardziej nie przejmują się ludźmi. Casuariusa zobaczyliśmy w końcu na żywo w zoo w Richmond.