Laos – cywilizacja kontra dżungla

Jeszcze w Tajlandii usłyszeliśmy od pewnego Holendra, że Laos to dopiero jest prawdziwa Azja. Zaciekawieni jak wygląda ta prawdziwa Azja przekroczyliśmy granicę tajsko-laotańską i na pierwszy rzut oka nie dostrzegliśmy nic zaskakującego. Oczywiście istnieją diametralne różnice pomiędzy tymi dwoma krajami, które poniżej przedstawiam w bardzo subiektywnej liście, jednak nie odczuliśmy żadnego wielkiego skoku cywilizacyjnego ani kulturowego.

Kilka subiektywnych spostrzeżeń na temat Laosu:

  • Bieda i bogactwo – tak, rzeczywiście na pierwszy rzut oka widać, że niektórzy ludzie żyją tu skromniej, co nie znaczy, że są pozbawieni podstawowych wygód i luksusów w swoich bambusowych chatach: przy niektórych widać zamontowaną satelitę tv i drogie samochody. Tuż obok bambusowych chat stoją wystawne murowane wille… takich to nawet w Tajlandii nie widziałam, również i w Polsce uchodziłyby za szczyt luksusu. Oczywiście istnieją również wsie/ domy, do których wciąż nie dochodzi prąd i nie ma bieżącej wody w kranie (rzeka wciąż pełni funkcję łazienki i pralni).
Na laotańskich wsiach można zobaczyć coraz więcej murowanych domów (zwłaszcza w okolicach bardziej turystycznych)
Obok wiejskich chatek z bambusa satelity do odbierania sygnału tv
Górujący nad miasteczkiem Muang Khua luksusowy hotel
Bambusowe chaty w dżungli
  • Dżungla i szybki rozwój infrastruktury – Rzeczywiście po wjeździe do Laosu można odczuć gorszą jakość dróg, jednak przynajmniej na północy widać zaawansowane prace przy budowie nowych dróg i mostów. Szybki rozwój infrastruktury Laotańczycy „zawdzięczają” Chińczykom, którzy przetransportowali tu swoje maszyny i tną puszczę na potęgę, wyrąbują w górach nowe drogi stawiają mosty i tamy na rzekach. Z jednej strony zapewni to cywilizacyjny postęp tego kraju, z drugiej zaś nie będzie to już taka dzika oaza w sercu Azji. Mi osobiście serce pęka z żalu na widok tych brutalnych ingerencji człowieka w jeszcze dziką przyrodę… Masowa turystyka również odcisnęła swój ślad: w wioskach, gdzie do tej pory nie było prądu ani asfaltowej drogi, pojawiają się wszelkie udogodnienia, łącznie z internetem, i powstają widoczne różnice społeczne – ci co żyją z turystów wystawiają murowane solidne domy, ci co żyją z roli siedzą przy swoich bambusowych chatach. Mimo wszystko, wciąż jeszcze można tu przyjechać i znaleźć nieucywilizowane wsie i fragmenty dżungli, jednak jak długo jeszcze tak będzie? Sądząc po zaawansowaniu prac, może jeszcze jakieś 10-15 lat…
    Dżungla
    Wykarczowana dżungla
    Chińczycy budują drogi, mosty i tamy
    Nowy chiński most nad laotańską rzeką Nam Ou

    Basen w szczerym polu, niedaleko wioski Nong Khiaw
  • Ludzie – wyraźnie różnią się od Tajów, zarówno fizjonomią, jak i charakterem. Ogólnie rzecz biorąc, są bardziej wyluzowani i skorzy do żartów. Ciężej jest też z nimi negocjować. Mają smykałkę do interesów, co wiążę się z tym, że ceny dla turystów rosną do absurdalnych sum, a w sklepach nic nie jest etykietkowane (wszystkie ceny są raczej względne). Są również bardziej bezpośredni i rozrywkowi. Zawadiacko zaczepiają przyjezdnych. Sprawiają wrażenie bardzo rodzinnych. W miejscach mniej turystycznych można również doświadczyć ich słynnej gościnności (np. nas poczęstowano weselnym jedzeniem).

    W miasteczku Muang Khua dwie dziewczyny poprosiły mnie, żebym zrobiła im zdjęcie (jak je zobaczyły to chichotały zupełnie jak polskie nastolatki)
  • Turystyka – przez to, że jest to dosyć nowy sektor gospodarki, który stanowi jedno ze źródeł znacznego przychodu kapitału dla miejscowej ludności, biali turyści są tu trochę traktowani jak bankomat. Wiadomo, że jak turysta to ma pieniądze i zapłaci, dlatego nawet zażarte negocjacje nie przynoszą czasem efektów. W bardzo turystycznych miejscach miejscowi wiedzą, że tak czy inaczej ktoś w końcu zapłaci im tę wygórowaną stawkę więc nie zależy im na schodzeniu z ceny. Do wysokich cen przyczynia się też brak konkurencji (np. są tylko 3 restauracje lub jeden sposób, żeby gdzieś dojechać) i zmowy cenowe.
  • Dosyć drogie jedzenie – nie liczcie tutaj na tanie uliczne garkuchnie i obfity obiad za 5 zł. Owszem najecie się ryżem z warzywami i mięsem lub jakąś zupą za 15000 kip (jakieś 8 zł) w tej cenie zjecie też bułkę z jajkiem na przykład, ale już takiej różnorodności tanich dań ulicznych jak w Tajlandii nie znajdziecie. Myślę, że wynika to po części z lokalnych niedoborów pewnych produktów (produkty bardziej luksusowe np. przekąski, słodycze są sprowadzane z Chin albo Tajlandii).
  • Śmieci – w krajach trochę mniej rozwiniętych bardzo często można spotykać się ze zjawiskiem walających się w przydrożnych rowach, rzekach lub zalegają przy ulicach śmieci. Może wynika to z przyzwyczajenia odziedziczonego jeszcze po dawnych przodkach, którzy wszystko, co było im niepotrzebne, a jednocześnie było wytworzone z naturalnych surowców (liście bananowe, bambus etc.) palili lub wyrzucali za siebie do rzeki… teraz niestety większość opakowań jest plastikowa dlatego skutecznie zaśmieca rzeki i przydrożne rowy. O ile w Tajlandii śmiecenie jest surowo zakazane i społecznie nieakceptowane, to w Laosie zupełnie naturalnym jest wyrzucenie do rzeki plastikowego pojemnika lub butelki. Generalnie rzeka służy do zmywania i spuszczania nią w dół wszelkich brudów (odbywają się w niej również kąpiele i pranie, po których zostają na brzegu plastikowe opakowania po proszkach i szamponach). Oby to zjawisko jak najszybciej znikło!
    Śmieci przy drodze – widok nagminny w Laosie
    Rzeka służy wciąż służy do mycia się i prania (nie mówiąc już o roli śmietnika)
    Życie przeważnie toczy się nad rzeką, ale nikt zbytnio nie troszczy się o jej czystość

    Wciąż jednak warto odwiedzić Laos w poszukiwaniu dziewiczej przyrody, jednak śpieszcie się, bo cywilizacja szybko zadeptuje piękno natury!

ZOBACZ TEŻ FILM

You may also like