Australia – Wiza i kontrola na lotnisku

Wiza

O wizę turystyczną E-visitor (subclass 651) wnioskowaliśmy online jeszcze przed wyjazdem z Polski. Jest to wiza, która pozwala na pobyt turystyczny w Australii. W ciągu trwania ważności wizy (rok od daty wydania) można wielokrotnie wjeżdżać na teren kraju, ale każdy pobyt nie może być dłuższy niż 3 miesiące. Można też podjąć studia na tej wizie – jednak kurs nie może być dłuższy niż 3 miesiące.

W potwierdzeniu przyznania wizy są też określone warunki jak jej można używać.

Wiza jest bezpłatna. Żeby ją otrzymać należy wypełnić wniosek online. Na początku musimy założyć konto w australijskim systemie imigracyjnym (link tutaj) – trzeba kliknąć Apply Now i na następnej stronie założyć nowe konto, klikając w Create an Immi Account, na końcu wypełnić i przesłać formularz.
Po wypełnieniu i przesłaniu ankiety, decyzję o przyznaniu wizy powinniśmy dostać mailem w ciągu 3 dni. My dostaliśmy nasze wizy już po kilku godzinach od złożenia wniosku.
Takie to łatwe.

Kontrola graniczna

Moje obawy, co do wjazdu na teren Australii, najbardziej były związane z restrykcyjną kontrolą graniczną. Nie dlatego, że przewoziliśmy jakieś niedozwolone substancje (swoją drogą lepiej sprawdzić wcześniej listę np. leków zabronionych i innych substancji, których nie można przewozić), ale dlatego, że mieliśmy ze sobą sprzęt trekingowo-kempingowy, różne drewniane pamiątki z Azji, i w końcu nasz lot był z Bali, czyli kraju potencjalnie groźnego biologicznie (groźne dla fauny i flory australijskiej drobnoustroje i rośliny). Zdając sobie sprawę z zagrożenia jakie mogliśmy stanowić dla australijskiej przyrody i ludzi posłusznie zgłosiliśmy w deklaracji, którą muszą wypełnić wszyscy jeszcze na pokładzie samolotu, że przewozimy niebezpieczne buty trekingowe, namiot i drewno (figurki z Bali).

Na szczęście na małym lotnisku w Darwin kontrola odbywała się sprawnie i w miłej atmosferze. Po kontroli paszportowej i miłej pogawędce z celniczką w jakim celu i na ile przyjechaliśmy do Australii (czasami padają też pytania o bilet powrotny i miejsce pobytu więc lepiej być przygotowanym), udaliśmy się na kontrolę i odkażanie bagażu. Na początku personel sprawdzał wypełnione deklaracje i kierował do dwóch kolejek: dla tych, co coś zadeklarowali i dla tych, co nic nie zadeklarowali. Oprócz tego wśród osób, które nic nie zadeklarowały przechadzał się Pan, który typował niektóre osoby do kontroli osobistej (kazał otwierać walizkę i szukał niedozwolonych przedmiotów, bądź takich, które należało zadeklarować – kary za oszukiwanie są wysokie). Przyszła wreszcie nasza kolej na rewizję. Pan celnik wyjmował śpiwory, buty, namiot i dokładnie oglądał czy nie ma na nich zanieczyszczeń. Zażartował jeszcze czy nie mamy jakiegoś węża z Azji w plecaku, po tym jak skrupulatnie zaprzeczyliśmy zaniósł nasz sprzęt do komory gazowej i zdezynfekował. Jeszcze przed wyjściem z lotniska obwąchał nas pies (to bardziej kontrola narkotykowa) i mogliśmy ruszać wolni w ciemną australijską noc i na podbój Darwin…

Darwin – kilka słów o mieście na odludziu i australijskich Aborygenach

 

You may also like