GOR – Great Ocean Road, czyli dramatyczne krajobrazy

Bardzo podoba mi się angielskie określenie dramatic landscape, które idealnie pasuje do widoków jakie można zobaczyć wzdłuż całej Great Ocean Road. Oprócz zapierających dech w piersi stromych, spadających prosto do morza wzgórz, silnego wiatru i deszczu, w czasie całej podróży towarzyszyły nam ogromne sztormowe fale, które odcisnęły na mojej psychice właśnie takie ‚dramatyczne’ piętno. Otóż szukając pewnej kotwicy, pozostałości po rozbitym dziewiętnastowiecznym statku, nabawiłam się falofobii (jeśli takie określenie istnieje)…

Dojście do drugiej kotwicy.
Pierwsza kotwica.

Mieliśmy to szczęście, że mogliśmy odwiedzić GOR poza szczytem sezonu: mniej ludzi = wolne miejsca na kempingach. Jedynym minus stanowiła, kapryśna sztormowa pogoda i bardzo zimne mokre noce. Z tego powodu spanie w prowizorycznym namiocie, przystosowanym raczej do wysokich temperatur i braku deszczu, było ekstremalnie trudne. Zmarznięci i przemoknięci postanowiliśmy spać w naszej małej Toycie Corolli, co jak na nas było nie lada wyczynem (ja mam 180 cm wzrostu a Marcin 192 cm). Jak nam się to udało? Zobaczcie filmik:

GOR jest tłumnie odwiedzane z powodu sławnych 12 Apostołów, czyli wapiennych kolumn wystających z morza. Owszem widok ten robi wrażenie, ale mi szczerze mówiąc bardziej podobały się inne, mniej odwiedzane fragmenty GOR, gdzie jeszcze mogliśmy znaleźć puste plaże i dzikie bezludne zakątki.

12 Apostołów.
Tłumy turystów.

Jedna z plaż przy GOR

Kawałek dalej za 12 Apostołami znajduje się jeszcze kilka ciekawych miejsc widokowych, też tłumnie odwiedzanych, ze względu na swój dramatyczny krajobraz. Wśród nich pozostałości po sławnej formacji skalnej London Bridge, która dość niedawno zawaliła się do morza, na szczęście bez ofiar.

London bridge Arch

GOR wymaga częstych napraw przez położenie obok oceanu i wapienne podłoże.

GOR to nie tylko morze. Jeśli ktoś dysponuje większą ilością czasu polecamy przejechać się drogą w głębi lądu wśród starego lasu, który rzeczywiście robi wrażenie.
Można też poszukać koali, które ponoć najłatwiej spotkać na drodze do Cape Otway Lighthouse. Nam się to udało.

Koala na drodze do latarni.
Koala przy kempingu Kennet River

Optymistycznie założyliśmy, że dwa tygodnie starczą nam na dojechanie aż do Adelaide, jednak zrezygnowaliśmy z tego pomysłu i dotarliśmy tylko, lub aż, do Mount Gambier, gdzie znajdują się wulkaniczne jeziora. Australijskie odległości i zimowa, deszczowa pogoda zdecydowanie nas pokonały. Większość zorganizowanych wycieczek dociera do Peterborough. Za tym miasteczkiem GOR odbija od wybrzeża w głąb lądu dlatego nie stanowi już tak dużej atrakcji turystycznej. Oficjalnie Great Ocean Road liczy 243 km i ciągnie się od Torquay do Allansford.

Szczegóły miejsc, które warto odwiedzić na Great Ocean Road we wpisie poniżej:

GOR – miejsca, które warto zobaczyć na Great Ocean Road

Continue Reading

GOR – miejsca, które warto zobaczyć na Great Ocean Road

Miejsca, które warto zobaczyć na Great Ocean Road i dalej na trasie do Mount Gambier:

12 Apostołów
  1.  Torquay – plaża i miasteczko surferów. Tutaj zaczyna się Great Ocean Road, a właściwie oficjalnie kilka km za miasteczkiem. 
    Plaża niedaleko Torquay.
    Idealne warunki do surfowania

    Początek GOR.
  2. Split Point Lighthouse – spacer do latarni, z której rozpościera się widok na okolicę (szczerze: spod latarni widok jest niespecjalny więc można zamiast spaceru posiedzieć na plaży obok). 

    W oddali latarnia na Split Point.
  3.  Kennet Riverkemping i drzewo z koalą. Drogi, lecz jeden z niewielu większych kempingów na trasie w pobliżu oceanu. Spędziliśmy tu dwie bardzo zimne i deszczowe noce. Ładna plaża po drugiej stronie ulicy i koala, którego licznie odwiedzają autokarowe wycieczki. 
    Kemping Kennet River.
    Koala z Kennet River.
    Koala jest turystyczną atrakcją licznie odwiedzaną przez autokarowe wycieczki.
    Plaża przy Kennet River.

  4. Cape Otway Lighthouse – na drodze do latarni można ponoć często spotkać koale. Nam się udało. Siedział na środku drogi, ale na szczęście udało nam się go nie przejechać. Niestety część eukaliptusowego lasu spłonęła więc więcej koali nie widzieliśmy… Okolice latarni porośnięte są gęstym lasem/ krzewami, ale można wybrać się na krótki spacer na wzgórze i podziwiać latarnię z daleka.
    Koala na drodze do latarni.

    Spalony eukaliptusowy las.

    Cape Otway Lihgthouse.
  5. Wreck Beach z dwoma kotwicami – bardzo chcieliśmy odwiedzić to miejsce i zobaczyć dwie kotwice, jedyne pozostałości po statkach Marie Gabrielle i  Fiji, które rozbiły się tu pod koniec XIX wieku. Okazało się to nie lada wyzwaniem. Po pierwsze, żeby tam dojechać nasza Toyota musiała dać z siebie wszystko na krętej nieutwardzonej i czasami błotnistej drodze, po drugie był sztorm i dojście do kotwic zalewały nam ogromne fale, które odcisnęły piętno na mej psychice. Z duszą na ramieniu doszłam do pierwszej kotwicy. Cały czas się modliłam, żeby jednak nie przyszła jeszcze większa fala niż te, które już huczały mi nad głową, bo wysokie i strome klify uniemożliwiały jakąkolwiek formę ucieczki. Tylko Marcin miał na tyle odwagi, żeby dobiec do drugiej kotwicy. Jakoś udało mu się przebiec między falami i za bardzo nawet się nie zmoczył, mimo że w tej części woda zalewała plażę w całości. Po trzecie samo zejście i wejście na plażę również wymaga trochę wysiłku, bo jest dosyć strome. Mimo traumatycznych przeżyć uważam, że było warto tam się wybrać zwłaszcza w taką pogodę, bo z łatwością mogłam sobie wyobrazić potworną katastrofę tonącego statku i okropny strach jaki przeżywali rozbitkowie, którzy w ogromnej większości nawet nie umieli pływać.
    Zejście na Wreck beach.
    Dojście do pierwszej kotwicy
    Pierwsza kotwica.
    Dojście do drugiej kotwicy.

  6. 12 Apostołów – punkt obowiązkowy na GOR i co za tym idzie ogromne centrum turystyczne. Z głównej drogi zjeżdża się na prawo na duży parking, gdzie znajduje się również budynek informacji przy którym jest przejście na tarasy widokowe. Codziennie zjeżdżają tu tłumy turystów dlatego warto wybrać się wcześnie rano albo wieczorem, oczywiście nie na wschód ani na zachód słońca bo to też bardzo oblegane godziny odwiedzin. Tuż przed zjazdem na parking można się zatrzymać po lewej stronie i zejść na małą plażę, żeby podziwiać Apostołów z dołu. 
    Zejście na plażę, z której można podziwiać 12 apostołów z dołu.
    Widok z dołu na fragment 12 Apostołów.
    Główny taras widokowy na 12 Apostołów.
    12 Apostołów.

    Tłumy turystów.
    Dalsza część tarasów.

  7. Loch Ard Gorge i okolica – kolejne bardzo malownicze wapienne klify. Jak dla mnie robią nawet lepsze wrażenie w niektórych miejscach niż samych 12 Apostołów. 
  8. London Bridge (London Arch) – słynna formacja skalna, która niestety w 1990 roku runęła częściowo do morza. Obecnie można podziwiać tylko jeden łuk mostu. 
  9. Bay of Islands – kolejne miejsce, które dostarcza również niezapomnianych ‚dramatycznych’ widoków
  10. Great Otway National Park – polecamy ze względu na tani kemping w pobliżu 12 apostołów, który niestety w przyszłości może zostać zlikwidowany kosztem dużego kompleksu hotelowego. Warto też się przejść na mniej uczęszczaną pobliską plażę.

    Kemping przy Great Otway National Park
  11. Majestatyczny las przy drodze C159 – jeżeli dysponujecie dodatkowym czasem, warto odbić z GOR i zobaczyć fragment imponującego starego lasu, który kiedyś porastał te tereny.

Kilka miejsc za Allansford (tu oficjalnie kończy się GOR), które odwiedziliśmy w drodze do Mount Gambier:

  1. Warnambool – większe miasto, w którym warto zrobić zakupy i zatankować do pełna.
  2. Port Fairy – małe urokliwe miasteczko z przyjemną piaszczystą plażą.
  3. Portland – miasteczko portowe, po którym można przejechać się zabytkową kolejką
  4. Cape Nelson Lighthouse – bardzo malowniczo położona latarnia. Warto przejść się po klifach w jej okolicy. Ponoć nieopodal na Cape Bridgewater można wypatrzeć foki, ale my tam już niestety nie dojechaliśmy więc nie możemy potwierdzić.
  5. Mount Gambier – robotnicze miasteczko, położone na dawnych terenach wulkanicznych. Słynne z niebieskiego wulkanicznego jeziora (blue lake). Nas niestety nie zachwycił jego kolor, bo trafiliśmy na pochmurny dzień i woda w nim raczej wydała nam się szara…
Continue Reading