Znikające lodowce i świetliki – Franz Josef Glacier – Fox Glacier

Zdążyliśmy je zobaczyć! Niestety nowozelandzkie lodowce na wyspie południowej również podlegają ogólnoświatowym procesom cieplarnianym i powoli się roztapiają.
Franz Josef Glacier leży w malowniczej dolinie nowozelandzkich Alp Południowych. Po krótkim trekkingu wśród wodospadów i skał, dociera się do ogólnodostępnego punktu widokowego.

Początek trasy do lodowca prowadzi przez typowy nowozelandzki las…
który następnie przemiana się w malowniczą dolinę.

Dostęp do samego lodowca jest ograniczony z powodu szybko zmieniających się warunków – masy lodowe cały czas mocno pracują –  jak również, dlatego żeby uchronić to, co jeszcze się zachowało. Dlatego jedyną opcją, aby podziwiać lodowiec z naprawdę bliska, jest wykupienie lotu helikopterem. Chętnych zresztą nie brakuje i ciszę nad doliną co chwilę zakłóca warkot śmigła.

Warkot helikopterów zakłóca ciszę w dolinie lodowca Franz Josef

Na ten moment lodowiec rozciąga się na obszarze około 12 km, jednak jak szacują naukowcy do 2100 roku straci 38% swojej długości, czyli jakieś 5 km. Zostało więc jeszcze trochę czasu, żeby go zobaczyć, chyba że coś się zmieni i zamiast spektakularnego ocieplenia jednak nastanie kolejna epoka lodowcowa. Kto dożyje ten się dowie…

Franz Josef Glacier
Punkt widokowy, z którego najbliżej można podziwiać lodowiec Franz Josef. (Zagadka: który Pan na zdjęciu jest z kartonu?)
Kontempluję Franza Josefa z uwagą, żeby zachować ten widok w pamięci zanim zniknie.

Wracając warto zboczyć ze szlaku i nacieszyć się spektakularnym wodospadem, którego zimna woda świetnie chłodzi w gorący dzień.

Wodospady na szlaku do lodowca Franz Jozef

Fox Glacier

Fox Galcier

Oddalony jest od swojego ‚kolegi’ Franza o jakieś 20 km. Tym razem wędrówka do lodowca odbywa się w iście księżycowych/ polodowcowych warunkach. Trzeba również ciut więcej się wysilić i wdrapać się na niewielkie wzniesienie

Dolina, na końcu której znajduje się Fox Glacier

Fox Glacier
Odcinek, na którym należy uważać na spadające głazy i można trochę się spocić…

Punkt widokowy na Fox Glacier.
Fox Glacier

Fox Glacier ma 13 km długości i nosi nazwę na cześć XIX wiecznego premiera Nowej Zelandii Sir Williama Foxa. Tu można wybrać się na zorganizowany trekking po lodowcu lub również obejrzeć go z helikoptera

Lodowiec Fox Glacier wciąż otwarty jest dla zorganizowanych wycieczek, ale trekking ściśle związany jest z obecnie panującymi warunkami na lodowcu.
O aktualnych warunkach informuje tablica na początku szlaku.

Podsumowując: są to dwa łatwo dostępne dla turystów lodowce, jednak przed wycieczką zorganizowaną w głąb lodowca trzeba wziąć pod uwagę, że jest to bardzo niestabilny teren i że zdarzały się wypadki osunięcia lodu wraz z turystami. Była również i katastrofa lotnicza. Zdarzają się też nagłe powodzie. Wezbrana woda z głębi lodowca zalewa wtedy większość doliny i wszystkie szlaki zostają zamknięte, nawet te do punktów widokowych.


Nas nic strasznego nie spotkało i bezpiecznie mogliśmy podziwiać z punktu widokowego majestatyczne bryły lodu.

Najlepszą bazą wypadową, żeby odwiedzić lodowce jest jeden z kempingów/ hosteli w miasteczku Fox Glacier. Jest to bardzo urokliwa miejscowość, która oprócz lodowców ma do zaoferowania też inne atrakcje. Można tu na przykład obejrzeć wylęgarnie ptaków kiwi – praktycznie jest niemożliwe zobaczyć te zwierzęta na wolności – lub wybrać się na nocny spacer w poszukiwaniu świetlików.
Poszliśmy na nocny spacer i w środku nowozelandzkiego lata poczuliśmy bożonarodzeniowy klimat. Tysiące świetlików ozdabiało liście krzewów i pnie drzew. Jakby ktoś włączył świąteczne lampki w środku lasu. Magiczne doświadczenie, niestety było zbyt ciemno na zdjęcia więc musicie uwierzyć nam na słowo, albo sami zobaczyć…

Franz Josef Glacier

 

Continue Reading

Tongariro Albine Crossing – w krainie wulkanów – Red Crater

Tongariro Albine Crossing

Czwarta nad ranem. Ulewny deszcz wali w okna naszego samochodowego domu. Jeszcze z zamkniętymi oczami myślę sobie, że mogłoby się okazać, że to tylko sen, bo za chwilę musimy wstać i przyszykować się do długiej wędrówki. Tak już jest, że to co wartościowe wymaga wyrzeczeń. Od początku było dla mnie jednak jasne, że ten trekking będzie wymagający i zarazem zachwycający. Tak też na szczęście było, bo żadna deszczowa chmura nie zakłóciła nam podziwiania widoku czerwonego wulkanu Red Crater (1886 m n.p.m) i nieziemsko zielono-żółtych wulkanicznych jezior. I tym razem, mimo niekorzystnych prognoz pogody, mieliśmy dużo szczęścia.

Stożek wulkanu Red Crater
Red Crater
Jedno z wulkanicznych jezior na szlaku Tongariro Crossing

Jak zwykle w ostatniej chwili zdecydowaliśmy, że idziemy. Dzień wcześniej na łeb na szyję obdzwanialiśmy lokalnych przewoźników, żeby dopisali nas jeszcze do listy pasażerów i zawieźli na początek trasy. W końcu kupiłam 2 bilety przez internet, ale nie dostałam potwierdzenia. Na szczęście recepcjonista z kempingu znała właściciela autobusu i dała nam do niego numer. „Na gębę” potwierdził, że nas zabierze. Stawiliśmy się więc o 5:30 w Ketetahi car park , żeby zostawić samochód i podjechać autobusem na początek trasy. Wszystko poszło gładko i załapaliśmy się na podwózkę w pierwszej turze. Trekking cieszy się tak dużą popularnością, że należy rezerwować miejsca wcześniej. O 6:30 wyruszaliśmy już na szlak z Mangatepopo Car Park. Na tablicy widnieje informacja, że czeka nas przynajmniej 6 godzin 20 min wędrówki, żeby pokonać całą trasę.

Ruszamy w drogę.

Deszczowe chmury przewiał wiatr i zza wierzchołków gór ukazał nam się wschód słońca.

Ukazały się też zaśnieżone szczyty.

Początkowy płaski odcinek pozwala rozgrzać się przed wymagającą wspinaczką na zbocza krateru.

Początkowy, stosunkowo płaski odcinek trekkingu.

Im wyżej tym lepsze widoki.
Krajobraz robi się coraz bardziej księżycowy…
… i jest coraz bardziej stromo.

Po kilku godzinach docieramy do celu. Warto się spocić bo widoki są księżycowe.

Dno krateru.

Chwila odpoczynku, żeby odbudować siły przed kolejną wspinaczką i nacieszyć oczy widokiem majestatycznego wulkanicznego stożka Red Crater.

I znowu wymagająca wędrówka w górę.
Widoki rekompensują trudy wspinaczki

Żeby zobaczyć jeziora trzeba jeszcze troszkę pocierpieć. Osuwający się wulkaniczny żwir nie ułatwia trekkingu. Grzęzną w nim stopy i zamiast do przodu zsuwamy się po zboczu. Schodzenie też nie jest łatwe w takich warunkach. Marcin jest już wprawiony po zdobyciu indonezyjskiego wulkanu Rinjani (relacja tu), ja jakoś sobie radzę. Nadciągają chmury, ale jeszcze przez chwilę z daleka możemy podziwiać taflę trzeciego jeziora, które spowije mgła jak już do niego dojdziemy. Tymczasem pozostałe dwa wulkaniczne oczka wodne wzorowo pozują nam do zdjęć.

W oddali turkusowe jezioro, które niestety schowało nam się w chmurach, gdy do niego doszliśmy.
Wulkaniczny żwir nie ułatwia wędrówki.

Piekielna atmosfera. Czuć. że pod ziemią wulkan wciąż jest aktywny.

Tongariro Albine Crossing

Red Crater. Tongariro Albine Crossing.

Schodzenie ze szlaku, niestety już głównie we mgle, zajmuje nam kolejne godziny. W dole majaczy jezioro Taupo, przy którym spędzimy noc, ale wcześniej zmęczeni musimy odnaleźć na parkingu nasz samochodowy dom i zregenerować siły przed dalszą podróżą. Trekking przez Tongariro Crossing z pewnością jest warty wysiłku!

W dole jezioro Taupo.

 

 

Continue Reading